Im bardziej złożony produkt finansowy, tym klient więcej płaci. To "prawo" działa w większości przypadków.
Oczywiście standardowym przykładem są polisy na życie z wbudowaną funkcją inwestycyjną i ubezpieczenia w ogóle. Wszędzie słyszę, że "marże" w ubezpieczeniach są najwyższe. To towarzystwom ubezpieczeniowym opłaca się utrzymywać kilkadziesiąt tysięcy agentów ubezpieczeniowych (na stronie KNF są dane na koniec 2005 r. - ponad 35 tys. osób). Moim zdaniem, to nie droga sieć agentów wymusza wysokie marże ubezpieczycieli, ale odwrotnie - to skomplikowanie produktu pozwala nakładać wysokie marże. Niewiele jest w finansach fachów bardziej "tajemnych" niż aktuariusz, który wylicza, ile za ubezpieczenie danego ryzyka trzeba zapłacić. Warunki bardziej złożonych ubezpieczeń są na tyle rozbudowane, że właściwie niemożliwe jest bezpośrednie porównanie ofert, tak jak to można zrobić np. z kredytami hipotecznymi.
Ale i kredyty też nie są banalnie proste, a więc pokusa pobierania wyższych marż jest - tym bardziej że konkurencja zbiła oprocentowanie standardowych produktów do niskich poziomów. A jakie są okazje? Przykład? Taki kredyt z mechanizmem bilansującym. Kilka lat temu wprowadził to rozwiązanie BRE (MultiBank i mBank), potem inne banki poszły w jego ślady. Problem w tym, że BRE nie różnicuje oprocentowania kredytów zależnie od tego, czy bilansowanie jest, czy go nie ma. Inne banki - PKO BP i Pekao - uznały, że skomplikowanie produktu pozwala na naliczenie wyższej ceny, i oferują kredyty z mechanizmem bilansującym, naliczając wyższe oprocentowanie. Pekao do kredytu z offsetem dołączyło "specjalne" konto za 20 zł miesięcznie. Przy małym kredycie 20 zł ekstra co miesiąc to całkiem sporo.
Od kilku miesięcy mamy kredyty hipoteczne z dopłatami do odsetek - klient zaciąga kredyt, a budżet zwraca bankowi co miesiąc przez osiem lat część odsetek. W efekcie rata jest niższa. Ustawa, która wprowadziła to rozwiązanie, ma sporo ograniczeń - za kilka tygodni zostanie zmieniona i dopłaty mogą być dostępne dla pokaźnej rzeszy Polaków. Mechanizm dopłat nie jest banalny. Nie działa to tak, jak przedstawiają niektóre media, że oprocentowanie dzięki dopłatom jest dwa razy niższe. W każdym razie poziomem wyjściowym jest stawka obowiązująca w banku, a następnie od odsetek naliczonych według tej stawki odliczana jest dopłata. Otóż banki, które dopłaty oferują (przez przypadek znowu PKO BP i Pekao), ustawiają sobie tę wyjściową stawkę oprocentowania na wyższym poziomie niż ich standardowy kredyt bez dopłat (około 1/4 pkt proc.). Bardziej złożony produkt - wyższa prowizja.
Listę można by ciągnąć dalej. Chociażby opisywane przeze mnie wcześniej produkty strukturyzowane. Dla klienta mają one formułę czarnej skrzynki - elementy składowe takiej oferty (obligacje, opcje, prowizje) są ukryte i wcale nie muszą być publicznie prezentowane, tak jak np. koszty w funduszach inwestycyjnych. A wysokość prowizji bezpośrednio wpływa na parametry takiej oferty - po prostu zostaje mniej kasy na opcję. W efekcie klient uzyska np. nie 120, a 80 proc. udziału we wzroście któregoś indeksu giełdowego.