Straszenie emerytów

Musisz uzbroić się w cierpliwość - cieszyć się z zapisanych na papierze zysków, ale również nie wpadać w panikę i rozpacz wówczas, gdy część papierowych profitów znika. Innymi słowy, nauczyć się rozliczać inwestycje w dłuższym okresie

Publikacja: 15.12.2007 09:55

Co indeksy giełdowe spadną, przez Polskę przelewa się fala płaczu. Przede wszystkim inwestorów, co jest oczywiście zrozumiałe. Inwestor, który uczestniczy w rynku giełdowym pośrednio, posiadając jednostki w funduszu inwestycyjnym (w taki sposób uczestniczy w grze zdecydowana większość osób), widząc ich spadającą wartość, ma prawo czuć się poszkodowany. Musi jednak zdawać sobie sprawę, że giełda jest grą, na której nie zawsze się zarabia. A co jeszcze ważniejsze, musi się nauczyć odróżniać zyski i straty papierowe od zysków i strat rzeczywistych. Jeśli dwa lata temu ów inwestor wpłacił do funduszu 1000 złotych, w lipcu 2007 (na szczycie giełdowej hossy) wartość jego jednostek wzrosła - dajmy na to - do 2000 złotych, a w grudniu 2007 r. (po serii silnych spadków oraz - niestety - znacznie mniej spektakularnych wzrostów cen akcji) ich wartość spadła do 1600 złotych, to jego zyski z inwestycji wyniosły 60 procent. Większość posiadaczy jednostek funduszy tak jednak nie rozumuje - ich zdaniem inwestycja nie przyniosła zysku, lecz stratę, bo przecież w stosunku do lipca 2007 r. mają aktywa o wartości o 20 procent niższej.

Całe nieporozumienie opiera się oczywiście na nierozróżnianiu zysków i strat papierowych oraz rzeczywistych. Osiągnięte w lipcu 2007 r. zyski były jedynie zyskami papierowymi - wynikały z hipotetycznego dochodu, który uzyskałoby się, sprzedając w tym momencie jednostki i zmieniając zyski papierowe w realne. Jeśli ktoś jest spekulantem giełdowym, w taki właśnie sposób musi działać - wyczuwać, kiedy ceny akcji osiągną swoje apogeum, po czym szybko je sprzedawać, rezygnując z możliwych dalszych wzrostów. Oczywiście nie zawsze się to udaje, bo nikt nie posiada zdolności doskonałego przewidywania przyszłości. Jeśli jednak ktoś kupił jednostki w funduszu inwestycyjnym po to, by oszczędzać, a nie spekulować, najprawdopodobniej nie jest gotów codziennie śledzić giełdy i podejmować decyzji o sprzedaży lub kupnie. Musi się więc uzbroić w cierpliwość - cieszyć się z zapisanych na papierze zysków, ale również nie wpadać w panikę i rozpacz wówczas, gdy część tych papierowych zysków znika. Innymi słowy - nauczyć się rozliczać inwestycję w dłuższym okresie, w którym w rosnącej gospodarce giełda zazwyczaj przynosi zyski. Chyba że jednostki kupowało się w najgorszym momencie, gdy giełda znajdowała się na samym szczycie spekulacyjnego boomu, z którego droga wiodłaby tylko w dół. A na to nie ma innej rady, jak tylko sprzedać udziały, zanim ich wartość naprawdę mocno spadnie.

Jest jednak grupa graczy giełdowych, którzy wymagają specjalnej troski i od których nie można wymagać, by nauczyli się podejmować decyzje o realizacji papierowych zysków. Mówię o przyszłych emerytach - milionach Polaków, którzy pośrednio stali się inwestorami giełdowymi dzięki reformie emerytalnej. Część ich oszczędności (czyli składek) inwestowana jest oczywiście na giełdzie, co w dłuższej perspektywie powinno zapewnić wyższy dochód z oszczędności niż np. bezpieczne lokaty w papiery skarbowe. W dobrze zarządzanym funduszu emerytalnym im bliżej człowiekowi do emerytury, tym mniejsza część aktywów z jego konta inwestowana jest w sposób ryzykowny - właśnie po to, aby realizować na czas zyski i nie dopuścić przypadkiem do tego, by moment przejścia na emeryturę i wypłaty kapitału (w formie dożywotnich świadczeń) nie nastąpił w czasie giełdowej bessy, gdy znaczna część aktywów ma niską cenę.

Emeryci muszą wiedzieć, że ich inwestycja - z której nota bene nie mogą się wycofać - rozliczana jest w długim okresie, co najmniej kilkunastu lat, a polityka inwestycyjna funduszy regulowana jest specjalnymi zasadami, które ograniczają udział inwestycji ryzykownych w portfelu. Obowiązkiem zarządzających jest oczywiście umiejętne zamienianie zysków papierowych, które można uzyskać z tych ryzykownych aktywów, na zyski realne. W krótkim okresie nie zawsze się to jednak udaje, więc wartość ryzykownych aktywów, które znajdują się na rachunkach przyszłych emerytów, może nieraz spadać.

Przyszłym emerytom należy tłumaczyć ten fakt w sposób szczególnie uważny i zrozumiały. Pomijam już politykę informacyjną samych funduszy, które w walce o klienta nie wahają się w ogóle pomijać problemu zjawiska krótkookresowej fluktuacji wartości ryzykownych aktywów, karmiąc za to klientów danymi o zyskach nadmuchanych dzięki giełdowej hossie.

Ostatnio moją uwagę zwróciły jednak podawane w sensacyjnym tonie informacje prasowe o tym, że "z portfeli przyszłych emerytów wyparowały w ciągu ostatnich miesięcy miliardy złotych". Nieznający się specjalnie na finansach przyszły emeryt po przeczytaniu tego tekstu nie ma wątpliwości - ktoś go okradł, szefowie funduszu emerytalnego, którzy jeszcze nie tak dawno "gwarantowali mu" (na podstawie wyników z ubiegłych lat) co najmniej 10 procent rocznego zwrotu z aktywów, najwyraźniej jego składki zdefraudowali i żyją teraz za to jak królowie na Antylach.

Sprawa jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowana. Nikt emerytów nie okradł, a spadek wartości ich aktywów miał zapewne charakter jedynie papierowy i krótkookresowy (obniżający długookresową stopę zwrotu do poziomu, który na dłuższą metę jest bardziej prawdopodobny od mitycznych "co najmniej 10 procent", którymi kusiły fundusze). Oczywiście, że ryzyko strat rzeczywistych istnieje - choć przy istniejących procedurach ostrożnościowych, limitach inwestycji ryzykownych i przy dobrym zarządzaniu powinno być bardzo małe. Ale od tego do straszenia emerytów tym, że ktoś ich okradł, naprawdę daleka droga. A ci, którzy mają obowiązek rzetelnie informować ich o sytuacji, naprawdę powinni uważać na to, co mówią.

Pricewaterhousecoopers

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego