Cena ropy naftowej w mijającym tygodniu dwukrotnie pobiła rekordy wszech czasów i przełamała psychologiczne granice. Najpierw, w poniedziałek, przekroczyła poziom 120 USD za baryłkę, a następnie, w piątek, kolejny - 125 USD. Na giełdzie towarowej w Nowym Jorku cena "czarnego złota" sięgnęła nawet 126,20 USD za baryłkę. W opinii analityków powodem tych wzrostów są obawy o możliwe braki benzyny podczas zbliżającego się sezonu wakacyjnego w Stanach Zjednoczonych.
Drożejąca ropa to oczywiście zła wiadomość dla kierowców. Jednak inwestorzy - w szczególności posiadacze akcji polskich firm paliwowych Orlenu i Grupy Lotos - nie powinni mieć powodów do zmartwień. Przeciwnie! Wprawdzie płocki koncern nie wydobywa ropy naftowej w ogóle, a jego gdański konkurent - w ilościach pokrywających zaledwie około 5 proc. jego zapotrzebowania na ten surowiec, to wzrost jego cen może się pozytywnie przełożyć na wyniki finansowe obu giełdowych przedsiębiorstw.
Analitycy podkreślają, że gdyby obecne ceny ropy utrzymały się, zarobek Orlenu i Grupy Lotos z działalności rafineryjnej będzie mniejszy, ale zostanie z nawiązką zrekompensowany przez wzrost wartości zgromadzonych już zapasów.