Co mówią w szkole dzieci Steve?a Ballmera?

Wpisanie nazwiska ojca do wyszukiwarki mogłoby przyprawić dzieci o szok

Aktualizacja: 27.02.2017 14:01 Publikacja: 24.05.2008 10:52

Internetowe portale w rodzaju YouTube czy MySpace wzbogaciły się ostatnio o kolejny film z prezesem Microsoftu Steve?em Ballmerem w roli głównej. Ktoś nagrał, jak podczas wykładu dla studentów na Uniwersytecie Ekonomicznym w Budapeszcie Ballmer został obrzucony jajkami. Prezes zniósł to dzielnie, mało tego, wydawał się nawet zadowolony. Czeka go pewnie za to wysoka premia. Bo Steve Ballmer przyjął na swoją pierś jajka, które kiedyś poleciałyby w założyciela i właściciela Microsoftu Billa Gatesa.

Co bowiem ma począć człowiek, kiedy ma już dość bycia obiektem kpin, złośliwości oraz pogardy, i to w dodatku na całym świecie? Mówiąc inaczej, co zrobić, gdy będąc Billem Gatesem, ma się już tego powyżej dziurek w nosie?

Otóż należy wtedy znaleźć kogoś, na kogo będzie można odium niechęci przerzucić. Kto weźmie na siebie krytykę, drwiny i złorzeczenia. Ale musi to być ktoś godny zaufania, jak Zawisza Czarny, wierny jak Penelopa i gotowy do największych poświęceń jak Mucjusz Scevola. No i oczywiście musi jeszcze być dobrze opłacany.

Kimś takim dla Billa Gatesa jest Steve Ballmer. Odkąd został prezesem Microsoftu, to nim przede wszystkim zajmują się internauci. A trzeba przyznać, że Ballmer się nie oszczędza. Podskakuje jak małpa na korporacyjnej konwencji. W telewizyjnym wywiadzie sypie erotycznymi aluzjami, łamiąc granice purytańskiej poprawności politycznej. Nie daje dojść do głosu prowadzącemu talk-show. Zdyszany, łamiącym się i zdartym od pohukiwania głosem, wrzeszczy do paru tysięcy ludzi: "I love this company".

Ballmer wygląda tak, jak powinien wyglądać, żeby go zauważono. Jest duży, łysy, tłusty i ma zwykle wymiętą i przepoconą koszulę. Przypomina postać z amerykańskich sitcomów. I to bardziej Ala Bundy?ego ze "Świata według Bundych" niż Rossa Gellera z "Przyjaciół". Miota się, wrzeszczy, macha dłońmi, chichocze i w ogóle zachowuje się jak bałwan. Czyli robi dokładnie to, czego Bill Gates od niego oczekuje. Zwraca na siebie uwagę. I tym samym odwraca uwagę od szefa. Założyciel Microsoftu przestaje być internautom potrzebny.

Gates potrafi to docenić. Ballmer należy dziś do najbogatszych ludzi na świecie. Jego majątek został wyceniony przez "Forbesa" na 15 miliardów dolarów. Choć trudno byłoby znaleźć w ostatnich latach jakiś spektakularny sukces korporacji. Nowy program Microsoftu - Vista - jak zwykle okazał się dziurawy, portalu Yahoo! mimo zapowiedzi nie udało się kupić, pojawiły się nawet pogłoski, że Ballmer straci posadę. Jak na razie jednak nic na to nie wskazuje. Steve jest nadal Billowi potrzebny.

Kiedy jednak oglądam w internecie kolejny film z udziałem Ballmera, robi mi się żal jego dzieci. Zwłaszcza odkąd w wywiadzie dla "Fortune" prezes pochwalił się, że urządził potomstwu pranie mózgu, zakazując zbliżania się do iPodów i Google. Powód jest oczywisty. Wpisanie nazwiska ojca do wyszukiwarki mogłoby przyprawić dzieci o szok.

Przed paroma laty popularny był dowcip o uczniu, który wolał w szkole powiedzieć, że jego ojciec tańczy na rurze w klubie dla gejów, byle tylko nie przyznać się, że pracuje w Microsofcie.

Ciekawe, co mówią w szkole dzieci Steve?a Ballmera?

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego