Wprawdzie w IV kwartale ubiegłego roku łączna wartość IPO była wyższa niż w II kwartale tego roku, ale pod względem liczby debiutantów ten ostatni był najlepszy od końca 2007 r., gdy rozpoczynał się kryzys finansowy. Ogólnie od początku roku do końca lipca w USA zadebiutowało 71 firm, czyli więcej niż w całym 2008 (37) i 2009 r. (48). To, że liczba debiutantów rośnie szybciej niż łączna wartość IPO, oznacza, że dostęp do rynku akcyjnego uzyskały także mniejsze spółki, które dotąd były z niego wykluczone. W 2009 roku inwestorzy preferowali głównie duże, bezpieczne firmy.
Oznak ożywienia na amerykańskim rynku IPO jest więcej. Jak podała w najnowszym raporcie firma doradczo-audytorska Ernst & Young, w II kwartale w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) zarejestrowanych było 113 spółek planujących pierwotną emisję akcji.
Łącznie zamierzają zgromadzić 25,3 mld USD. Pod koniec I kwartału liczba potencjalnych debiutantów wynosiła 80, a wartość planowanych przez nich emisji opiewała na 17,9 mld USD. – Ożywienie w dziedzinie planowanych debiutów dowodzi optymizmu spółek co do rozwoju sytuacji w gospodarce i na rynkach – powiedziała Maria Pinelli z E&Y. – Wzrost zainteresowania debiutami ze strony zagranicznych spółek, w tym chińskich, wskazuje na atrakcyjność amerykańskich giełd w skali światowej – dodała.
Z poglądem tym nie zgadza się jednak ekspert ds. IPO Jay Ritter. – Spółki składają prospekty emisyjne po tym, jak rynki już poszły w górę. Duża liczba chętnych do debiutów może więc sugerować, że giełda się przegrzała – argumentuje profesor finansów na Uniwersytecie Florydzkim.