Próby uczynienia sektora finansowego bardziej stabilnym na drodze nowych regulacji mogą sprawić, że stanie się jeszcze bardziej skomplikowany, a przez to nieprzewidywalny i podatny na wstrząsy – to myśl z pańskiej książki „Jak stworzyliśmy demona". Regulacje wprowadzone w sektorze finansowym po ostatnim kryzysie to prosta droga do kolejnego kryzysu?
Amerykańska ustawa Dodda-Franka (reforma systemu regulacji finansowych – red.) liczy kilka tysięcy stron. Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że jest bardzo zawiła. Ale to, że jest długa, o niczym nie świadczy. Po prostu ustawa dotyczy bardzo wielu kwestii, którymi należało się zająć. Są tam przepisy dotyczące banków, derywatów, ochrony klientów instytucji finansowych. Po kryzysie z 2008 r., który rozgrywał się na bardzo wielu płaszczyznach, tego należało się spodziewać. Z oceną, czy nowe przepisy faktycznie staną się kolejną warstwą skomplikowania, trzeba poczekać.
Niektóre z reform, jakie zaproponowano po kryzysie, mają wręcz uprościć system finansowy. Dotyczy to np. rozbicia banków, aby nie mogły obracać na rynkach finansowych pieniędzmi deponentów.
To prawda. W?USA reguła Volckera powinna teoretycznie zmniejszyć zawiłość systemu finansowego. Zakazuje bankom niektórych rodzajów handlu na rynkach na własny rachunek, co jest z natury rzeczy działaniem dość nieprzejrzystym. Banki będą bardziej klarowne, jeśli będą się zajmowały tylko częścią tego, czym zajmowały się dotąd. Innym przykładem na to, że regulacje mogą czynić rynki bardziej transparentnymi, a więc mniej złożonymi, są przepisy mające na celu standaryzację niektórych instrumentów pochodnych, skierowanie ich na giełdy i przepuszczenie przez izby rozrachunkowe. A także przepisy zmuszające fundusze hedgingowe do przekazywania niektórych danych nadzorcom.