[[email protected]][email protected][/mail]
Napływ inwestycji do specjalnych stref ekonomicznych może być coraz mocniej hamowany brakiem nowych gruntów. Te, które pozostają jeszcze niezagospodarowane, są dla inwestorów mało atrakcyjne. Z kolei rozszerzanie granic stref może się ciągnąć nawet rok. – Przez długie oczekiwanie firmy muszą rewidować swoje plany. W rezultacie już zdarzało się, że rezygnowały z decyzji o inwestycji – mówi Agata Jaroszewska z Pomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, zarządzającej Pomorską Specjalną Strefą Ekonomiczną.
[srodtytul]Długie oczekiwanie na powiększenie[/srodtytul]
W końcu stycznia łączny obszar wszystkich 14 stref wynosił ponad 13 tys. hektarów. Na początku ubiegłego roku było to 12,6 tys. hektarów, z czego zagospodarowano blisko 70 proc. Na resztę trudno było znaleźć chętnych. – Tylko jeden na trzech nowych inwestorów wybiera grunt dostępny w strefie. Pozostali dwaj chcą wejść do niej ze swoimi terenami, ale rozpatrzenie ich wniosków zabiera dużo czasu – uważa Paweł Tynel z Ernst & Young.
Z reguły na wydanie rozporządzenia zmieniającego granice strefy trzeba czekać co najmniej pół roku. Nierzadko procedura trwa rok, a nawet dłużej. – Gdy na tereny przyłączane do strefy czekają konkretni inwestorzy, zawsze jest ryzyko, że z powodu zbyt długiego czekania zrezygnują – twierdzi Anna Jaworska z biura promocji i marketingu Starachowickiej Strefy Ekonomicznej.