W Nowym Jorku już pod koniec pierwszej części sesji na tablicy notowań zaczął przeważać kolor czerwony. Z jednej strony była to naturalna reakcja po wzroście indeksu Standard & Poor's 500 o ponad 8 proc. w ciągu poprzednich trzech dni, a z drugiej wynik refleksji nad danymi z rynku pracy, które wprawdzie były lepsze od prognozowanych, ale stopa bezrobocia w Stanach ani drgnęła i wciąż przekracza 9 proc., co jeszcze nie tak dawno było tam nie do pomyślenia.
Na poprawę koniunktury na amerykańskim rynku pracy najbardziej widocznie zareagowały kursy akcji zachodnioeuropejskich firm motoryzacyjnych i surowcowych. Papiery BMW zdrożały o 3,6 proc., a Continentala o prawie 5 proc. Te ostatnie również dlatego, że czwarty pod względem wielkości producent opon na świecie zamierza za ponad 500 mln USD zbudować fabrykę w Południowej Karolinie, by sprostać rosnącemu popytowi na północnoamerykańskim rynku. Wzrostom kursów Rio Tinto, Xstraty i Totala sprzyjały trwające trzeci dzień wzrosty cen metali i ropy naftowej.
Do spadków indeksów w Nowym Jorku przyczyniła się przecena o prawie 3 proc. akcji Bank of America i Goldman Sachs. Spowodowało ją oświadczenie Dennisa Lockharta, szefa Rezerwy Federalnej w Atlancie. Przyznał on, że nadzór amerykańskiego rynku nie opracował jeszcze systemu, który pozwalałby na uporządkowane bankructwo największych firm finansowych bez konieczności sięgania po pieniądze podatników.