Ostatnie zachowanie indeksów akcji na świecie sugeruje raczej, że rynek nie chce dać spóźnialskim szansy na załapanie się na pierwszą, najsilniejszą fazę giełdowych zwyżek. Z podobnym schematem mieliśmy do czynienia od września 2010 roku do końca lutego 2011 roku, kiedy to S&P500 wzrósł o 28 proc. praktycznie bez przerwy. Jedyne zatrzymanie, które nastąpiło w listopadzie 2010 roku, przypominało w gruncie rzeczy łapanie oddechu w biegu. Trudno jest mi określić, czy przystanek, na jakim znaleźliśmy się w ciągu ostatnich kilku sesji, jest początkiem kilkutygodniowej korekty czy był jedynie potrzebny do powtórnego napięcia sprężyny przed kolejnym skokiem w górę o następne 5 proc.
Chociaż nie jestem zwolennikiem dokładnego powtórzenia, w najbliższych miesiącach, schematu z drugiej połowy 2010 roku, to muszę docenić siłę, z jaką rynek usiłuje powielić ten scenariusz. Dlatego zanim wystąpi istotna korekta, rynek może kolejny raz wystawić nerwy nieprzekonanych na próbę i złamać ostatnie bastiony oporu. Dla polskich inwestorów najlepszym przykładem siły rynku akcji jest oczywiście zachowanie się segmentu małych spółek, które z pariasa krajowego parkietu zmieniły się w głównego bohatera zwyżek zaledwie w ciągu sześciu tygodni. Dojście indeksu sWIG80 do 200-sesyjnej średniej, co nastąpiło w ubiegłym tygodniu, i wyprzedzenie w tym zakresie indeksu dużych spółek, który znalazł się o prawie 100 pkt poniżej analogicznego poziomu, podkreśla wagę i znaczenie hossy na tej, niedocenianej od wielu miesięcy, części polskiego rynku akcji.
Jeszcze istotniejsze będzie wyraźne przekroczenie wspomnianej średniej przez indeks małych spółek, co może nastąpić z równą łatwością jak pokonywanie oporów w ostatnich tygodniach. Co prawda kontynuacja wzrostu sWIG80 w takim tempie jak dotychczas przypominałaby wejście rynku akcji małych spółek w hiperbolę, ale, jak to pokazuje przykład z amerykańskiej giełdy, nie byłby to odosobniony przypadek. Mam tu oczywiście na myśli zachowanie się kursu największej światowej spółki, czyli firmy Apple, której kapitalizacja dochodzi już do 500 mld dolarów. Nie dość, że jej tegoroczny wzrost o 25 proc. jest imponujący, to wygląda na to, że kurs jej akcji wcale nie ma ochoty na tym poprzestać. Nie chcę przez to napisać, że korekty na rynkach akcji w najbliższych tygodniach nie będzie. Wręcz przeciwnie. Wejście w hiperbolę na kursie Apple'a wskazuje raczej, że jest ona nieunikniona.
Problem w tym, że może rozpocząć się ze znacznie wyższego poziomu, niż do tej pory zakładałem. Wydaje mi się, że podobnie jak w połowie stycznia zmiana trendu na kursie euro do dolara wywołała gwałtowny skok w górę na naszym parkiecie, tak ewentualny kolejny skok na indeksach akcji powinien być wsparty dalszym umocnieniem europejskiej waluty.