Trudno wyobrazić sobie trwałą hossę bez umacniania się złotego i odwrotnie – bessom z reguły towarzyszy osłabianie się naszej waluty. Nawet jeśli w przeszłości zdarzały się okresy, kiedy ta zależność przejściowo zanikała i pojawiała się nawet ujemna korelacja (tak było np. od jesieni 2007 r. do lipca 2008 r., kiedy złoty umacniał się szybko wbrew spadkom na giełdzie), to później dochodziło do gwałtownego przywrócenia stanu równowagi (w 2008 r. objawiło się to dynamicznym osłabieniem złotego). To prosta konsekwencja tego, że złoty jest postrzegany przez globalnych graczy w taki sam?sposób jak typowe ryzykowne aktywa. W tym kontekście nie dziwi, że nasza waluta zaczęła się w minionym roku osłabiać akurat wtedy, kiedy załamał się trend zwyżkowy na GPW.

Teraz jednak sytuacja wygląda odmiennie. Kurs EUR/PLN naruszył w ostatnich dniach poziom wsparcia na wysokości dołków z października. Spadek notowań euro do poziomu najniższego od ponad czterech miesięcy może być sygnałem, że trend zmienia się na spadkowy (czyli niekorzystny dla euro i korzystny dla złotego). W świetle korelacji z rynkiem akcji jest to sygnał optymistyczny również dla inwestorów giełdowych. Także tutaj pojawiają się już pierwsze od dawna wyczekiwane pozytywne sygnały, przy czym ciągle nie ma jeszcze pewności co do końca trendu bocznego, w jakim WIG tkwi od czasu sierpniowej paniki (czytaj str. 16).

Z fundamentalnego punktu widzenia między kursem złotego a cenami akcji istnieje jeszcze inna zależność. Osłabienie naszej waluty, takie jak to obserwowane od sierpnia do grudnia, jest korzystne dla eksporterów i stanowi swoisty bufor, w pewnym stopniu chroniący gospodarkę przed „importem" recesji z Zachodu. Poprawa wyników finansowych eksporterów z tym związana stanowi zwykle potem paliwo do zwyżki notowań akcji, nawet gdy złoty zaczyna się już umacniać.

Oznaki zmiany trendu na rynku walutowym mają również znaczenie z punktu widzenia stóp procentowych. Umacnianie się złotego hamuje inflację, a to może powstrzymać RPP od zaostrzenia polityki pieniężnej.