Sierpień był jednym z najgorszych miesięcy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Spadki na światowych rynkach akcji sięgnęły od 10 do 20 proc. Istnieje kilka przyczyn tłumaczących tak mocne przeceny, jednak najprościej mówiąc, rynki najwyraźniej wierzą (czy też, mówiąc żargonem rynkowym, „wyceniają"), że w 2012 r. czeka nas istotne spowolnienie światowego wzrostu gospodarczego, a być może nawet recesja w gospodarkach rozwiniętych.
Oczywiście, rynki nie obudziły się w obecnej rzeczywistości pod koniec lipca – rynki instrumentów dłużnych, które zazwyczaj przewidują takie ruchy, już od kilku miesięcy zapowiadały pogorszenie się koniunktury gospodarczej w 2012 r. Trudność, z jaką rząd amerykański uzyskał zgodę Kongresu na zwiększenie limitu długu publicznego (co w ostatecznym rozrachunku pozwoliło uniknąć niewypłacalności Stanów Zjednoczonych), oraz burzliwa sytuacja związana z problemami z zadłużeniem państw strefy euro (a konkretnie efekt ich rozprzestrzeniania się na większe gospodarki, takie jak Hiszpania, Włochy, a nawet Francja) uświadomiły inwestorom skalę ryzyka i stały się bezpośrednią przyczyną sierpniowej wyprzedaży.
Jak długie spowolnienie?
Powszechnie mówi się, że rynki kapitałowe na ogół zapowiadają, co wydarzy się w sferze realnej z wyprzedzeniem od sześciu do 12 miesięcy. W tym wypadku załamanie rynku było tak szybkie i silne, że jest bardzo możliwe, iż dekoniunktura w gospodarce w roku 2012, odzwierciedlona w bieżącym zachowaniu rynków, stanie się samospełniającą się prognozą. Inaczej mówiąc, ostry spadek wartości wielu klas aktywów prawdopodobnie zada ostateczny cios gospodarce światowej, wpychając ją w recesję poprzez zmniejszenie zasobności osób prywatnych, przedsiębiorstw i banków.
„Pytanie za milion dolarów" dotyczy dziś tego, jaki będzie rozmiar i czas trwania światowego spowolnienia gospodarczego, które powinno rozpocząć się w 2012 r., oraz oczywiście jego skali w różnych regionach i krajach na świecie. Przy rosnącej globalizacji przepływów kapitałowych zarządzający aktywami (w Polsce, a zwłaszcza za granicą) mają wiele możliwości wyboru regionów i krajów, w których mogą inwestować. Z tego punktu widzenia polski rynek konkuruje z innymi rynkami GEM (Global Emerging Markets – światowe rynki wschodzące), a bardziej konkretnie – z rynkami w ramach strefy EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka). Dokonawszy oceny ryzyka względem potencjalnego zysku, zagraniczni inwestorzy zdecydują, czy będą chcieli zainwestować na przykład w Brazylii, Turcji, Rosji, Polsce czy RPA.
Otoczenie konkurencyjne Polski obejmuje w zakresie przepływów inwestycji zagranicznych, ogólnie rzecz biorąc, rynki wschodzące, w szczególności kraje EMEA. Należy więc sobie uświadomić, w jaki sposób inwestorzy zagraniczni postrzegają Polskę jako potencjalny rynek docelowy dla inwestycji.