W takich warunkach kluczem do inwestycyjnego sukcesu raczej nie będzie postawienie na odpowiedni rynek i hołdowanie zasadzie „kup i trzymaj". Niewystarczające, by osiągnąć zadowalający wynik, może też okazać się timingowe podejście (elastyczne reagowanie i zmiana udziału akcji w portfelu w zależności od przewidywanych zmian koniunktury – red.). Możliwe, że trendy na poszczególnych rynkach będą bardzo nietrwałe i aby zarobić, konieczne będzie wyprzedzanie ruchów rynkowych. A to bardziej ryzykowna strategia niż reagowanie na pojawiające się sygnały i podążanie za trendami.
Konieczne może być wypłynięcie z inwestycjami na znacznie szersze wody i poszukiwanie atrakcyjnych w średnim terminie rynków bez względu na ich położenie geograficzne czy charakter notowanych na nich aktywów. Sama decyzja o tym, że warto inwestować w akcje czy surowce albo inne aktywa, to również będzie zbyt mało, by osiągnąć sukces. Trzeba będzie wiedzieć, z którego regionu świata akcje mają największy potencjał czy też z której branży albo z którego segmentu (małych czy dużych spółek). Podobnie z obligacjami czy innymi aktywami. Wystarczy spojrzeć na dysproporcje w notowaniach chińskich i amerykańskich akcji, a więc rynków będących daleko od epicentrum obecnego kryzysu, czyli Unii Europejskiej. A co do innych aktywów – zwróćmy uwagę, że np. różnica, jeśli chodzi o zmiany cen platyny i złota, tylko w okresie sześciu miesięcy, licząc do połowy grudnia, sięgała 25 pkt proc.
Uzupełnieniem opisanego podejścia musi być konsekwentne zarządzanie kapitałem. W tym wypadku ważna jest umiejętność dostosowywania wielkości otwieranych pozycji do zmienności rynku, czyli kontrola podejmowanego ryzyka, oraz zdolność do szybkiego ucinania strat.
Ziemia nieznana
Inwestorzy mają wrażenie, że coraz częściej stąpają po ziemi nieznanej. Chodzi zarówno o warunki gospodarcze (mamy do czynienia z kryzysem zadłużeniowym nie przedsiębiorstw, ale całych państw), jak i działania mające być receptą na problemy. Mamy rekordowo luźną politykę pieniężną w skali świata. Jednocześnie brak możliwości wspierania gospodarek poprzez stymulację fiskalną, tj. zwiększone wydatki rządowe. Zamiast tego konieczne jest zaciskanie pasa, co z kolei może szkodzić koniunkturze ekonomicznej. Rok 2011 dobitnie uświadomił wszystkim, na czym polegają słabości globalnej gospodarki. A pełne konsekwencje tych słabości będziemy zapewne mogli poznać właśnie w roku 2012 (wyższe koszty finansowania długów, ograniczenia w dostępie do kapitału, osłabienie wydatków rządowych itp.).
Coraz bardziej prawdopodobne staje się to, że konsekwencją tych wszystkich zjawisk będzie przedłużająca się stagnacja gospodarcza. Z taką sytuacją nie mieliśmy do czynienia w ostatnich dziesięcioleciach, kiedy wahania koniunktury były bardzo duże: od boomu do wyraźnej recesji i z powrotem. Inwestorzy nauczyli się wyceniać aktywa w takich okolicznościach, ale nie wiedzą, ile mogą być warte w warunkach bardziej umiarkowanych zmian wskaźników gospodarczych. Ta diagnoza dotyczy oczywiście gospodarki globalnej. Wahania koniunktury w poszczególnych państwach mogą być w tym czasie bardziej znaczące.