Odpływowi firm spożywczych z parkietu od lat nie towarzyszył żaden debiut. Analitycy wskazują na wysokie koszty działania na giełdzie, niską płynność, wreszcie – są dostępne inne źródła finansowania, a inwestorzy odpływają w nowych ciekawych kierunkach, jak gaming.
Indykpol blisko drzwi
Akcjonariuszy Indykpolu czeka w ciągu najbliższych trzech miesięcy przymusowy wykup akcji. Niemal cała historia Indykpolu jest związana z giełdą. Spółka zdecydowanie dłużej była notowana na parkiecie, niż funkcjonowała poza jego obszarem. Ta olsztyńska firma została założona w 1991 r., dwa lata później przekształciła się w spółkę akcyjną, w lutym 1994 r. debiutowała na Giełdzie Papierów Wartościowych, gdzie jest notowana do dziś. Tak więc porozumienie ośmiorga akcjonariuszy, które pozwoliło im o 0,07 proc. przekroczyć magiczną granicę 90 proc. udziału głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy i obwołać przymusowy wykup akcji – otworzy zupełnie nowy rozdział w historii firmy. Według rzeczniczki spółka była tak długo na giełdzie już chyba tylko z przyzwyczajenia, a akcjonariusze od dawna nie planowali pozyskiwania kapitału przez GPW. – Dlatego uznali, że dalsze ponoszenie kosztów funkcjonowania spółki w publicznym obrocie nie jest uzasadnione – mówi Szczepkowska. Dodatkowo obciążeniem była niska płynność akcji, i tu 11 lat spędzone w Programie Wspierania Płynności niewiele pomogło. – Niska płynność mogła zniechęcać dużych inwestorów do nabywania akcji spółki – mówi Szczepkowska. Free float wynosi 21,3 proc. Na razie cena za papier spadła z 68 zł na początku listopada do 62 zł w piątek.
Nieudane wezwania
Konkurencja Indykpolu, zarówno Tarczyński, jak i Gobarto – próbowali zejść z parkietu już kilka razy. Gobarto ostatnie wezwanie ogłosił w 2017 r., dzięki czemu Cedrob zwiększył swoje zaangażowanie do 83 proc., ale dziś kontroluje już 85,56 proc. udziałów i po cichu zbliża się do magicznej granicy 90 proc.
Założyciele spółki Tarczyński ogłosili wezwanie w marcu 2018 r. Jednak mimo jednej z największych podwyżek ceny w wezwaniu trzy fundusze zatrzymały akcje. Pewną szansą może być likwidacja OFE, która w razie odpływu ludzi z OFE do ZUS, nie do IKE, stworzyłaby okazję do odkupienia akcji. Taki scenariusz, nie tylko dla branży spożywczej, analitycy uważają za mało realny. – Na koniec października OFE miały blisko 12 mld gotówki, a akcje spółek zagranicznych to kolejne 10 mld zł. W pierwszej kolejności sprzedaje się płynne aktywa, więc wyprzedaż akcji mniejszych spółek jest moim zdaniem na ostatnim miejscu – mówi Krystian Brymora, analityk DM BDM.