– Nie do końca rozumiem, co się stało z GetBackiem. Kiedy sprzedawaliśmy tę spółkę na początku 2016 r., miała 470 mln zł zadłużenia, co stanowiło około dwukrotność wyniku EBITDA. Patrząc więc na charakter jej działalności, można powiedzieć, iż poziom jej zadłużenia był bardzo niski. Nie miała najmniejszych problemów płynnościowych. Zapadalność długu była skorelowana z odzyskami gotówki z windykacji. Wykazywane przez GetBack zyski były wyłącznie pochodną gotówkowych przepływów operacyjnych, a nie efektem przeszacowania wartości portfeli wierzytelności – mówi nam Leszek Czarnecki.
– Zdecydowaliśmy się na sprzedaż, bo widzieliśmy ogromny potencjał rozwoju, ale i nie czuliśmy się ekspertami w branży windykacyjnej. Zrealizowaliśmy swoje założenia inwestycyjne, nie chcieliśmy ograniczać jej potencjału, więc podjęliśmy decyzję o sprzedaży - dodaje.
Biznesmen, zastrzegając, że posiada tylko te informacje, które są publicznie dostępne, zauważa, że GetBack ewidentnie ma wyraźny problem płynnościowy.
– Warto przyjrzeć się temu, co stało się z Northern Rock, brytyjskim bankiem hipotecznym, który miał bardzo dobre wyniki, ale finansował się wyłącznie poprzez obligacje. Na przełomie roku 2007 i 2008, tuż przed kryzysem z 2008 r., inwestorzy nie zdecydowali się na zakup nowych emisji obligacji, banki odmówiły kredytów i mimo że bank Northern Rock cały czas, do samego końca, wykazywał zyski, ostatecznie został znacjonalizowany właśnie z powodu utraty płynności. Nie twierdzę, że GetBack zbankrutuje i mam nadzieję , że tak się nie stanie, ale mechanizm i źródło problemów wydają się podobne, choć nie znamy jeszcze raportu rocznego – mówi Leszek Czarnecki.
Nie spodziewa się, aby wyniki były złe, co nie zmienia faktu, że GetBack ma istotny problem z płynnością. – Terminy wykupu obligacji nie były dostosowane do odzysków z zakupionych portfeli wierzytelności – zauważa.