– Obecnie oferowanym przez nas produktem jest karta „Trzynastka", funkcjonująca podobnie jak karta kredytowa. Jej główną zaletą z perspektywy klienta jest to, że opłaty od niej naliczane są dopiero od wykorzystanego salda. Uważamy, że jest to produkt, którym skutecznie jesteśmy w stanie rywalizować z innymi firmami pożyczkowymi. W tym roku zamierzamy wprowadzić także drugi produkt w postaci karty pożyczkowej, tym razem pod marką Yolo – mówi prezes Krzysztof Piwoński.
Spółce udało się pozyskać już ponad tysiąc klientów. Firma znajduje ich głównie poprzez stronę internetową. – Naszymi klientami są przede wszystkim osoby młode, które nie lubią bankowej biurokracji, ale też takie, które z jakiegoś powodu zostały wykluczone przez banki. Sami nie zamierzamy wracać do biznesu windykacyjnego. To jest zamknięty rozdział. Jeśli pojawią się problemy ze spłacalnością kart, będziemy korzystać z wyspecjalizowanych podmiotów z branży windykacyjnej – zdradza szef Yolo.
Spółka finansuje obecnie biznes z pieniędzy, które pochodzą ze sprzedaży portfela wierzytelności na rzecz Kruka. Na konto firmy z tego tytułu wpłynęło prawie 200 mln zł. – Docelowo jednak działalność zamierzamy finansować przede wszystkim z emisji obligacji: w pierwszej kolejności w drodze oferty prywatnej, a w dalszej również publicznej – mówi Piwoński. Firma do I kwartału przyszłego roku chce udzielić pożyczek za około 18 mln zł. Wtedy też ma być przekroczony próg rentowności.
– Docelowo chcemy przeznaczać zyski głównie na wypłatę dywidend. Jest to jednak perspektywa co najmniej kilku lat – mówi Piwoński. To wysoka dywidenda była w ostatnim czasie głównym sprawcą gwałtownych ruchów na akcjach Yolo.