Sentyment nie wystarczy

Publikacja: 14.02.2006 07:47

Autor tekstów, który z racji wrodzonej przekory zakłada a priori, że nie da się ponieść fali pesymizmu, nie ma łatwego życia. Co mianowicie zrobić, jeśli dwa tygodnie temu w tej samej gazecie i na tej samej kolumnie można było przeczytać, że nastroje społeczne w Polsce poprawiają się, a ludziom żyje się lepiej, a tu (masz babo placek) Bank Światowy publikuje raport, z którego wynika, że biedniejemy. A leży przede mną nie jakiś tam raporcik, ale ponad 360-stronicowy kloc, napisany przez renomowanego analityka. Czyli materiał, który należałoby potraktować poważnie.

Z raportu wynika, że wśród badanych 28 krajów byłego bloku wschodniego (razem z Turcją) od 1998 r. ubóstwo pogłębiło się jedynie u nas i Gruzji. Co więcej, Bank Światowy twierdzi, że w Polsce jest procentowo więcej ludzi biednych niż na Białorusi. W kraju prezydenta Łukaszenki, który funkcjonuje w świadomości przeciętnego Kowalskiego jako zagłębie nędzy i zacofania, poziom ubóstwa kształtować ma się gdzieś pomiędzy Węgrami a Polską. W takim kontekście rodzima klasa polityczna powinna się pomodlić, by pierwszy hokeista z Mińska nie wpadł na pomysł stworzenia w Grodnie radia "Wolna Polska" do nadawania audycji propagujących Lechitom białoruski model gospodarczy. Ale na razie zostawmy Białoruś...

Co więc może powodować, że w kieszeni mniej, a mimo wszystko ludzie lepiej oceniają teraźniejszość? Socjologowie zapewne mogliby przytoczyć wiele przyczyn rosnącego optymizmu. Moim skromnym zdaniem, chodzi tu głównie o polepszające się perspektywy. Dotyczy to przede wszystkim ludzi młodych, dla których wstąpienie Polski do Unii Europejskiej stworzyło nowe szanse.

Według danych Ministerstwa Pracy, w 2004 i 2005 r. kraje starej Piętnastki wydały Polakom około miliona pozwoleń na pracę. Rodacy wyjechali przede wszystkim do zachodnich landów Niemiec i na Wyspy Brytyjskie. Większość z nich zapewne wolałaby zostać w kraju, gdyby tylko łatwiej można było u nas znaleźć zatrudnienie. Ale cóż, na razie pracy w Polsce nie ma. Wydawać by się mogło, że nigdy nie leżało w mentalności przeciętnego Polaka, by zostawiać rodzinę, przyjaciół, znajomych i jechać gdzieś w świat w poszukiwaniu majątku. A jednak, wbrew stereotypom, okazało się, że jesteśmy narodem osób przedsiębiorczych i elastycznych. Okazało się, że kiedy zostały stworzone możliwości, potrafimy i zaryzykować, i uczyć się języków, i bez kompleksów zacząć konkurować na obcych - nieznanych nam - rynkach pracy.

Wyjechali głównie ludzie młodzi do pracy w branży budowlanej, rolniczej i hotelarskiej. Ale wyjechały, i nadal będą wyjeżdżać, osoby dobrze wykształcone. Rzesza lekarzy i inżynierów, najpierw wyedukowanych za państwowe pieniądze, a następnie upokarzanych niskimi pensjami i fatalnymi warunkami pracy, przenosi się z całymi rodzinami do bogatych krajów starej Unii. Czy Polskę czeka więc masowy drenaż intelektualny? Czy wstąpienie do UE to początek większego procesu, gdzie ostatni zgasi światło?

Daleki jestem od snucia kassandrycznych wizji. Według mnie, nikomu nie powinno się przeszkadzać w wyjeździe. Podstawowym prawem każdego człowieka jest prawo do posiadania marzeń, do osiągnięcia sukcesu, prawo do realizacji ambitnych celów. Jeżeli nie ma obecnie tych możliwości w kraju, nie powinno się nikogo krytykować, że chce coś osiągnąć poza Polską.

Paradoksalnie taka sytuacja tworzy dla Polski również kolosalne szanse. Siła nabywcza tych samych pieniędzy jest i przez dłuższy czas nadal będzie dużo wyższa w Warszawie niż w Londynie czy Paryżu. Za sto tysięcy euro w Polsce urządzić się można, a w bogatszej części Europy to nie wystarcza. Jeśli tylko nasz kraj uczyniony zostanie przyjaznym miejscem do życia, bezpiecznym, o prostym, przejrzystym prawodawstwie i niskich podatkach, ci, którzy dziś wyjeżdżają, jutro wrócą, by w Polsce zainwestować ciężko zapracowane oszczędności.

Pieniądze te mogłyby stać się kołem zamachowym gospodarki. Sam spędziłem jakiś czas za granicą i wróciłem mądrzejszy, bogatszy w doświadczenia. Wróciłem m.in. dlatego, że to Polska oferowała mi lepsze perspektywy na przyszłość - swojej decyzji nigdy nie żałowałem i nie żałuję. Szansa stworzenia nad Wisłą atrakcyjnego miejsca do życia nie może zostać zaprzepaszczona. O pieniądze naszych rodaków, którzy teraz ciężko harują za Zachodzie, konkurować będziemy ze słoneczną Hiszpanią i Portugalią, uporządkowaną Skandynawią, czy urokliwą Francją. Na starcie mamy olbrzymią przewagę - sentyment do ojczyzny. Ale sentyment nie pomoże, jeśli się w Polsce nic nie zmieni.

Ku przestrodze pamiętajmy, że na Białorusi siła nabywcza pieniądza jest jeszcze wyższa. Zróbmy wszystko, by naszego kraju nie spotkał los bantustanu, i to zarówno pod względem intelektualnym, jak i demograficznym.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego