Pewna inwestycja, z polisą na przyszłość

W ciemnych wiekach średniowiecza nikt kto nie przestał bełkotać i nie nauczył się mówić, na wyższy stopień edukacji przejść nie mógł

Publikacja: 11.07.2006 09:09

Pewna inwestycja to taka, która zapewnia pewną stopę zwrotu. Ale inwestycje, o jakich dziś chciałbym napisać, to coś więcej niż sovereign o potrójnym "A". Inwestycje, o jakich dziś będzie mowa, wzbogacają nie tylko kieszeń, ale i duszę. Chciałbym bowiem napisać o uczeniu się, o inwestowaniu w rozwój samego siebie lub swoich dzieci. Moim skromnym zdaniem, pieniądze wydane na edukacjź zawsze się zwrócą, pytanie jest tylko, w jakim horyzoncie czasowym. Jednocześnie świadomy jestem tego, że bieżąca rzeczywistość może chwilowo przeczyć mojej tezie. Mimo że wydaje się, iż czas państwa chłopów, robotników i chłopo-robotników minął bezpowrotnie, to w połowie 2006 roku europejski rynek pracy zgłasza popyt głównie na polskie pielęgniarki, glazurników, hydraulików, kierowców i hotelowy personel sprzątający. Kładę to jednak na karb nie do końca jeszcze skonsumowanej konwergencji starej i nowej Europy.

Inwestycja w edukację nie jest prostą sprawą. Jest trochę jak indywidualny program emerytalny - im wcześniej zaczęta, tym lepsze efekty przynosi. Po sprawdzeniu tegorocznych wyników egzaminów do gimnazjów okazało się, że dzieci ze szkół wiejskich znów napisały test znacząco gorzej od dzieci miejskich. Fakt ten skłania do wyciągania pochopnych i stereotypowych wniosków wskazujących, że poziom nauki w szkołach na wsi miałby być niższy niż w miastach. Zdaniem specjalistów, przyczyna takiego rozkładu wyników egzaminu leży jednak gdzie indziej - na wsi jest mniej przedszkoli, dzieci później zaczynają naukę, a rodzice poświęcają mniej czasu na pracę ze swoimi pociechami.

Ja w życiu miałem duże szczęście - po pierwsze, skończyłem darmową edukację w schyłkowym Peerelu, po drugie, trafiłem na takich nauczycieli, którym chciało się nauczać i nie uważali swojej pracy za skaranie boskie, po trzecie, moi rodzice mieli czas, który mi z chęcią poświęcali. Jednak teraz za dobrą naukę trzeba sporo zapłacić, nauczyciele w szkołach publicznych mają tyle spontaniczności i entuzjazmu, co więźniowie w Guantanamo przed zbiorową próbą samobójczą, a rodzice po ciężkiej harówce marzą o innych rozrywkach niż spędzenie wieczoru na sprawdzaniu wypracowań.

Jak więc zarządzić inwestycją w edukację, by przyniosła nie tylko pewny zwrot, ale również najwyższą do osiągnięcia rentowność? Wybierając kierunek, w jakim chcemy się kształcić, ewentualnie doradzając najbliższym w podjęciu tej kluczowej decyzji, powinniśmy pamiętać, że edukacja powinna być wszechstronna i poprzez to zapewniać elastyczność w poszukiwaniu i wyborze przyszłego miejsca pracy. Najtańszym i najprostszym sposobem osiągnięcia elastyczności na rynku pracy jest wielojęzyczność. Mimo że język polski jest według sondażu Eurobarometru szóstym językiem, którego znajomość deklarują mieszkańcy Europy, nie powinno to być dla nas wymówką zwalniającą nas od nauki języków obcych. Po angielsku, który jest językiem międzynarodowym Unii Europejskiej, mówi ponad połowa mieszkańców Wspólnoty. U nas znajomość angielskiego w stopniu umożliwiającym prowadzenie konwersacji posiada jedynie 29 proc. rodaków. Wprawdzie to więcej niż w Hiszpanii, Czechach czy na Węgrzech, ale dużo mniej niż w takiej postsowieckiej Estonii czy na Łotwie.

Umiejętnością pochodną do nauki języków, ale obecnie dużo bardziej niedocenianą, szczególnie na niższych szczeblach edukacji, są zdolności komunikacyjne, czyli takie mówienie i takie pisanie, by być zrozumianym. Nie ma osoby, która pracując w dużej korporacji, nie zetknęłaby się z tonami elektrokorespondencyjnego spamu, setkami rozwlekłych maili, które czyta się po kilka razy i dalej nie wiadomo, o co chodzi autorowi. To samo, niestety, dotyczy mówienia. To, że retoryka jest sztuką, wiedzą już chyba tylko najstarsi adwokaci. A kiedyś zaliczana była do artes liberales (sztuk wyzwolonych) i była wykładana w trivium, czyli szkole niższego szczebla (w tzw. szkole trywialnej). W ciemnych wiekach średniowiecza nikt, kto nie przestał bełkotać i nie nauczył się mówić, na wyższy stopień edukacji przejść nie mógł. Dzisiaj - na przykładzie mikropopulacji z budynku przy Wiejskiej - wyraźnie widać, że mówienie w danym języku nie jest równoznaczne z umiejętnościami komunikacyjnymi.

Inwestowanie we własne wykształcenie to nie tylko długa, ale także i mozolna droga do osiągnięcia sukcesu. Głupim zostać jest łatwo, ale już żyć jest trudno, a będzie coraz trudniej. Zmiany na samych szczytach, jakie obserwowaliśmy w ostatnich kilkunastu tygodniach, mogą wprawdzie ludziom mieszać w głowach że hasło "nie matura, lecz chęć szczera ?" nie do końca przeszło do lamusa, ale jakoś jestem spokojnej myśli, że tych mądrych będzie przybywać, a głupich ubywać.

Tymczasem ci, którzy poszukują sposobu na szybki i błyskotliwy sukces w życiu bez wieloletniego studiowania, zawsze mogą pojechać do Nevady, by w Las Vegas spróbować zagrać w pokera o kilka milionów dolarów z Johnny Chanem - mistrzem świata tej pozornie prostej gry w karty. W tym roku udało się to Andy Bealowi, który ograł na 10 milonów dolarów kilku najlepszych pokerzystów na świecie, w tym również Chana. Problem w tym, że nie każdy amator chodzenia w życiu na skróty wie, że Beal sroce spod ogona nie wypadł. Ten bankier inwestycyjny z Dallas to geniusz matematyczny i finansowy, który dorobił się miliardów na długo, zanim zasiadł do zielonego stolika.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego