Przed kilkoma tygodniami przestrzegałem przed groźbą wzrostu inflacji. Tymczasem coraz częściej słychać głosy, że największym zagrożeniem staje się deflacja. Twierdzi tak np. szef PTE prof. Zdzisław Sadowski, który na seminarium poświęconym groźbie kryzysu światowych finansów przestrzegał przed kontynuowaniem polityki antyinflacyjnej.Spadające ceny surowców i produktów rolnych przywodzą na myśl ponure lata 30., kiedy to spirala deflacyjna powodowała nieustanne kurczenie się popytu i głęboką depresję. Czy można jednak mówić o deflacji w Polsce, gdzie ceny konsumpcyjne rosną w tempie znacznie przekraczającym 5%, a stopy procentowe są wciąż dwucyfrowe?Poziom inflacji w Polsce ciągle jest za wysoki, a w najbliższych miesiącach zapewne jeszcze wzrośnie. Proinflacyjnie działać będzie deprecjacja złotego, interwencja państwa na rynku produktów rolnych, wymuszony protestami wzrost dochodów niektórych grup zawodowych oraz wygaszanie ubiegłorocznego efektu dezinflacji. W 1998 r. ceny importowe spadły (podobnie jak eksportowe) na skutek stabilnego kursu złotego i spadających cen surowców. To obniżyło poziom inflacji o więcej niż 1 punkt. Ceny artykułów żywnościowych w handlu detalicznym wzrosły o niecałe 2% - w dużej mierze na skutek załamania się rynku rosyjskiego.To kolejny powód niskiej inflacji w 1998 r. Trudno liczyć na to, że oba czynniki w br. zadziałają z taką samą jak w ubiegłym siłą. Od połowy roku wskaźnik inflacji przestanie spadać, a zacznie rosnąć. Dla gospodarki jest to wciąż duże niebezpieczeństwo. Inflacja zwiększa w gospodarce niepewność, a tym samym - ryzyko zdestabilizowania gospodarki. Powoduje wzrost kosztów produkcji i płac, i w ten sposób stałą erozję opłacalności eksportu, zmniejszając jego konkurencyjność. Przez to wymusza deprecjację złotego lub przyczynia się do pogłębienia deficytu w obrotach bieżących.Tendencje deflacyjne w światowej gospodarce sprawiają, że nasza 7- czy 8-proc. inflacja staje się tym bardziej czynnikiem destabilizacji. Dotyka szczególnie branże eksportujące surowce i półwyroby, których ceny na światowych rynkach w ostatnim roku znacznie spadły - przemysł węglowy, stalowy, Polską Miedź. Stoją one przed dramatycznym wyborem - obniżać realne płace lub pogłębiać stratę.Światowe tendencje deflacyjne nie są zatem argumentem za prowadzeniem polityki proinflacyjnej w Polsce. Przeciwnie - musimy w dalszym ciągu dbać o to, by inflacja spadała, dostosowując się do standardów europejskich i światowych. Niska inflacja w Polsce pozwoli łatwiej znieść szoki zewnętrzne, które mogą pojawiać się w najbliższych miesiącach. Zmniejsza ryzyko inwestycyjne, a tym samym - sprzyja napływowi zagranicznego kapitału i obniżaniu realnych stóp procentowych.W sferze przedsiębiorstw długotrwała inflacja powoduje utrwalenie nieracjonalnych zachowań. Firmy przyzwyczajone są do sztucznie rozszerzającego się rynku zbytu, do łatwego przerzucania na klientów nadmiernych kosztów, wynikających z nieefektywności. Pogorszenie światowej koniunktury będzie wymuszać obniżkę kosztów, przyspieszy wprowadzanie nowych technologii, nowych generacji produktów. Polska gospodarka musi dostosować się do tych trendów, a przedsiębiorstwa powinny jak najprędzej zapomnieć o łatwym rynku, sztucznie podgrzewanym przez inflację. Rynek krajowy powinny traktować równie poważnie, jak zagraniczny, gdyż stopniowo stawać się on będzie równie trudny.Inflacja w warunkach pieniądza oderwanego od realnej podstawy monetarnej jest objawem chorobowym - dowodem na to, że w gospodarce istnieje nierównowaga. Może to być nierównowaga fiskalna lub pogłębiający się deficyt w obrotach z zagranicą, błędy systemu bankowego lub wynik ingerencji państwa w gospodarkę i państwowej ochrony nadmiernie zadłużonych, bliskich bankructwa firm.Jeżeli ktoś zachęca do utrzymania obecnego poziomu inflacji lub jego zwiększenia, tym samym daje do zrozumienia, że warto pogłębić w gospodarce nierównowagę. Chorobę trzeba leczyć, a nie pogłębiać.
WITOLD GADOMSKI
publicystay Wyborczej"