Obawy przed szybkim wzrostem inflacji, które na początku roku zdominowały dyskusje ekonomistów, jakoś przycichły w ostatnich tygodniach. Od czasu do czasu temat rosnących cen powraca w różnego rodzaju analizach lub artykułach, lecz poświęca się mu znacznie mniej uwagi. Co więcej, również sam ton komentarzy jest zdecydowanie mniej alarmistyczny niż jeszcze przed kilkoma miesiącami, a głosy wieszczące dalszy gwałtowny wzrost inflacji powoli stają się rzadkością.
Ta zmiana nie powinna nadmiernie dziwić, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę rzeczywiste dane o inflacji w ostatnich miesiącach. Okazuje się bowiem, że po niezbyt dobrym początku roku, kolejne miesiące przyniosły zdecydowanie bardziej optymistyczne informacje o wzroście cen towarów konsumpcyjnych. Odrywając się od bieżących danych oraz spoglądając z perspektywy czasu, wyraźnie widać, że inflacja była znacznie wyższa od oczekiwań tylko w styczniu bieżącego roku, kiedy wstępne dane przyniosły wynik na poziomie 4,3 proc. Potem było już tylko lepiej.
Zaczęło się od corocznej rewizji koszyka towarów i usług, na podstawie którego GUS oblicza dane o wzroście cen konsumpcyjnych. Dzięki tej rewizji punkt, z którego inflacja miała zacząć rosnąć w kolejnych miesiącach, został wyraźnie obniżony. Skalę zmian najlepiej odzwierciedla choćby to, że pomimo prognoz większości analityków zakładających lutową inflację na poziomie 4,6 proc., ostateczny wynik wyniósł 4,2 proc. Chociaż było to wciąż wyraźnie powyżej celu inflacyjnego Rady Polityki Pieniężnej, to była to z pewnością pozytywna niespodzianka w stosunku do wcześniejszych niezbyt optymistycznych przewidywań. Co ważniejsze, dzięki niej poziom startowy dla inflacji w kolejnych miesiącach został wyraźnie obniżony, co w praktyce oznaczało niższe prognozy cen w ciągu całego 2008 roku.
Na tym jednak nie koniec dobrych informacji. Chociaż niższy punkt startowy został uwzględniony w prognozach na kolejne miesiące, inflacja wciąż zaskakiwała. Tak było zarówno w marcu, jak i kwietniu, choć w tych miesiącach niespodzianki nie były już szczególnie duże. Za niższą inflację odpowiadało kilka czynników, lecz najważniejsze okazało się opóźnienie podwyżek cen kontrolowanych, w tym przede wszystkim gazu. Ich przesunięcie w czasie sprawiło, że zamiast zbliżać się do 5 proc., inflacja obniżyła się z powrotem do 4 proc. w kwietniu. Gdyby więc porównać ostateczne dane o inflacji z pesymistycznymi prognozami z początku roku, rozziew między rzeczywistością i oczekiwaniami okazałby się wyraźny. Nie powinna więc nadmiernie zaskakiwać zmiana wydźwięku rynkowych oraz prasowych komentarzy na temat inflacji. W końcu zamiast kasandrycznych wizji galopującej inflacji, zaczął dominować pogląd koncentrujący się na bardziej prawdopodobnym scenariuszu podwyższonej, choć wciąż umiarkowanej dynamiki cen.
Niemniej pomimo lepszych perspektyw inflacji nie ma co popadać w skrajność i ignorować zagrożenia inflacyjne. Chociaż seria niższych od oczekiwań danych może sygnalizować zmianę trendu, chyba jest wciąż zbyt wcześnie na świętowanie zwycięstwa nad inflacją. Tak naprawdę może się okazać, że już w najbliższych miesiącach ceny zaczną rosnąć szybciej, a inflacja łatwo przekroczy 4,5 proc. W końcu opóźnienie podwyżek cen kontrolowanych to tylko opóźnienie, na którego ostateczne konsekwencje nie będzie trzeba długo czekać. Podwyżki cen gazu oraz energii elektrycznej prawdopodobnie zrobią swoje, oddalając inflację od celu inflacyjnego już w najbliższych miesiącach. Najważniejsze, żeby w obliczu tych zagrożeń nie popaść znowu w skrajny pesymizm. Warto bowiem koncentrować się nie tylko na krótko-, lecz również średnioterminowych prognozach. A te ostatnie od dłuższego czasu sugerują, że po okresie letnim inflacja zacznie się powoli obniżać.