Stopy rynku pieniężnego, z którymi powiązane są pożyczki dla firm oraz przedsiębiorstw wciąż utrzymują się na wysokim poziomie, przekraczającym 6,8 proc., podczas gdy w "normalnych" warunkach powinny kształtować się około 60 punktów bazowych niżej. W rzeczywistości sytuacja przedstawia się znacznie gorzej, gdyż instytucje kredytowe dodatkowo wyraźnie zwiększają marże, a tym samym realna cena pożyczki jest często wyższa nie o 60, lecz o 200-300 punktów bazowych. Tym samym koszt, po którym uczestnicy życia gospodarczego mogą pozyskać kapitał, wzrósł o 30-40 proc. i naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby taka zmiana nie miała wpływu na plany inwestycyjne firm lub konsumpcję gospodarstw domowych. Do tego dochodzą jeszcze inne wymagania (np. wysoki wkład własny), które dodatkowo ograniczają liczbę podmiotów mogących zdobyć kredyt.
Również pozyskanie finansowania z rynku kapitałowego nie jest łatwe. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że w sytuacji, gdy brakuje chętnych na kupno obligacji rządowych, jakikolwiek inwestor będzie zainteresowany nabyciem znacznie bardziej ryzykownych obligacji korporacyjnych lub nowej emisji akcji. Ten pesymistyczny obraz dopełnia jeszcze słabsza aktywność firm leasingowych, sugerująca możliwość głębokiego zmniejszenia popytu polskich firm na maszyny i pojazdy samochodowe. Niestety, oznacza to, wbrew powszechnemu przekonaniu, że spowolnienie w kraju będzie związane z osłabieniem eksportu, a źródła słabości należy doszukiwać się również w inwestycjach. Nawet jeżeli przyjmiemy, że inwestycje infrastrukturalne będą rosły w 2009 r. w kilkunastoprocentowym tempie, załamanie inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji w maszyny, urządzenia oraz pojazdy transportowe wystarczy, aby nakłady na środki trwałe wyhamowały z około 13-15 proc. w bieżącym roku do około 6 proc. w przyszłym. Niestety, biorąc pod uwagę, że obecna sytuacja na rynkach finansowych może utrzymywać się przez dłuższy czas, nie można wcale wykluczyć, że w całym 2009 r. inwestycje odnotują nawet spadek w porównaniu z 2008 r.
Głębokie spowolnienie wzrostu całkiem realne
Bardzo niepokojące jest również to, że stopniowo pogarszają się perspektywy wzrostu konsumpcji indywidualnej. Dotychczas można było przypuszczać, że dynamika spożycia utrzyma się na relatywnie wysokim poziomie między innymi dzięki obniżkom podatków zaplanowanym na 2009 r., a także dzięki wciąż silnemu wzrostowi płac.
Gwałtowne osłabienie złotego oznacza wzrost kosztów obsługi długu dla tych gospodarstw domowych, które zaciągnęły pożyczki walutowe, a przez to zmniejsza pulę środków, które mogą być przeznaczone na konsumpcję, szczególnie w okresie, gdy rynek kredytowy nie funkcjonuje prawidłowo. Na szczęście znaczna część kredytów walutowych była zaciągana dwa lata temu, a więc w okresie, gdy kurs złotego do franka szwajcarskiego oscylował na zbliżonym do obecnego poziomu. Niemniej do powyższych niepokojących sygnałów należy dodać perspektywę szybszego niż jeszcze niedawno oczekiwano pogorszenia sytuacji na rynku pracy, a także prawdopodobne pogorszenie nastrojów konsumentów, które może odbić się na decyzjach o zakupach dóbr trwałego użytku. W połączeniu z załamaniem popytu inwestycyjnego oznacza to, że spadek tempa wzrostu gospodarczego nawet do około 2,5 proc. w przyszłym roku powoli staje się coraz bardziej realnym zagrożeniem.
Rynki wciąż potrzebują wsparcia