Sporą popularnością cieszą się w ostatnich latach książki, głównie popularnonaukowe, których tytuły mają formę pytań (kilka przykładów: „Dlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?", „Dlaczego pingwinom nie zamarzają stopy?" itd). Wyrywkowy przegląd planów wydawniczych oficyn sugeruje, że tendencja szybko nie zaniknie. Tylko czekać, aż przyjdzie kolej na książkę odpowiadającą na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Tymczasem amatorzy takiej literatury powinni zwrócić uwagę na „Zwierzęce instynkty" wybitnych ekonomistów George'a Akerlofa i Roberta Shillera, choć tu pytanie pojawia się dopiero w podtytule (niestety, w angielskim oryginale lepiej oddaje on treść książki niż w polskim przekładzie). Autorzy postawili sobie za zadanie wyjaśnienie, jak funkcjonuje gospodarka, gdy ludzie są naprawdę ludźmi. To znaczy, gdy nie są perfekcyjnie racjonalni i nie działają na „efektywnych" rynkach, jak zakłada większość modeli z głównego nurtu ekonomii.
„Nigdy nie zrozumiemy ważnych zdarzeń ekonomicznych, jeśli nie przyjmiemy do wiadomości faktu, że ich źródła mają w dużej mierze mentalną naturę" – tłumaczą profesorowie prestiżowych uniwersytetów Berkeley i Yale. Sami identyfikują pięć głównych sił natury psychologiczno-socjologicznej, które w dużej mierze sterują gospodarką, ale w analizach ekonomicznych są pomijane jako trudne do skwantyfikowania. Są to kolejno: zmieniające się nastroje konsumentów, przedsiębiorców i inwestorów (rozumiane szerzej niż w popularnych wskaźnikach zaufania do gospodarki), ich poczucie sprawiedliwości, fluktuacje w poziomie przestępczości i korupcji, skłonność ludzi do ulegania iluzji pieniądza oraz myślenia w kategoriach opowieści, narracji. W kolejnych rozdziałach „Zwierzęcych instynktów" za pomocą tych mechanizmów autorzy wyjaśniają takie zjawiska, jak ostatni kryzys finansowy i gospodarczy, istnienie niedobrowolnego bezrobocia czy chwiejność cen rozmaitych aktywów.
Uwaga na hurraoptymizm
Szczególnie niepokojąco brzmią fragmenty o roli rozmaitych opowieści, które rozprzestrzeniają się niczym wirusy i zawiadują ekonomicznymi decyzjami ludzi. Ten temat to wizytówka Shillera, „tropiciela baniek spekulacyjnych", który od lat tłumaczy, że jednym z symptomów rodzenia się takiej bańki jest pojawienie się narracji o „nowej erze", uzasadniającej bezprecedensowy wzrost cen na danym rynku. Takiej jak ta z minionej dekady, gdy Amerykanie wierzyli, że nieruchomości będą nieprzerwanie drożały, bo ludzi przybywa, a ziemi pod budowę domów nie. Warto o tym pamiętać, gdy usłyszymy, że kryzys fiskalny w strefie euro gwarantuje zwyżki cen złota.
Chwytliwe narracje mogą sterować nie tylko cenami aktywów, ale też całą gospodarką, o czym przypomina historia Meksyku za prezydentury Jose Lopeza Portillo (1976–1982). Jego rządy przypadły na okres bezprecedensowych zwyżek cen ropy naftowej, której złoża odkryto w Meksyku niedługo wcześniej. Prezydent nie tylko skutecznie podsycał nadzieje społeczeństwa na świetlaną przyszłość, gdy słabi i upokorzeni będą triumfowali nad silnymi i aroganckimi, ale też sam w tę propagandę sukcesu uwierzył. Prowadził politykę godną przywódcy zamożnego kraju, a co najmniej regionalnego mocarstwa. I choć ten entuzjazm doprowadził do rozkwitu gospodarki Meksyku, to rządy Portillo zakończyły się kryzysem i ogromnymi długami zaciągniętymi na poczet przyszłego bogactwa. Pytanie, jakie konsekwencje będzie miał mit Polski jako zielonej wyspy, odpornej na kryzys i niezależnej energetycznie dzięki gazowi łupkowemu.
Analiza zjawisk przez pryzmat „zwierzęcych instynktów" prowadzi też do wielu innych, zaskakujących wniosków. Jeśli, jak tłumaczą Akerlof i Shiller, jednym z kluczowych źródeł wahań koniunktury są zmieniające się nastroje uczestników życia gospodarczego, a kluczowe znaczenie ma tu niepewność jutra, to wydaje się, że reformy gospodarcze powinny być przede wszystkim prowadzone szybko i zdecydowanie, nawet gdyby miało to oznaczać, że nie są one optymalne z teoretycznego punktu widzenia. Koszty związane ze wzrostem niepewności, jakim skutkuje długotrwały proces legislacyjny, mogą bowiem przewyższyć koszty niedopracowań. Podobnie interwencje władz mające pobudzić gospodarki, z ich niejasnymi konsekwencjami i kosztami, mogą mieć skutki odwrotne do zamierzonych. „Dzisiejsze trudności są raczej natury ekonomiczno-politycznej, aniżeli czysto ekonomicznej (...). Panacea tylko nasilą brak zaufania do gospodarki" – napisał w czasie wielkiego kryzysu z lat 30. Alfred Sloan Jr., ówczesny prezes General Motors.