Kryzys euro. Rynki czekają na poniedziałek

W tym samym czasie, kiedy ważyły się warunki i wielkość pakietu ratunkowego dla Irlandii, Hiszpania i Portugalia robiły wszystko, aby uwiarygodnić swoją politykę finansową. Wielką niewiadomą jest reakcja rynków na decyzje podjęte w Brukseli

Publikacja: 28.11.2010 14:50

Kryzys euro. Rynki czekają na poniedziałek

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Ekonomiści obawiają się, że spekulanci będą szukali kolejnych „ofiar” i starali się „wygrzebać” jak najgorsze wiadomości w celu maksymalizacji zysków.

[srodtytul]Najlepiej zakazać[/srodtytul]

Najwięksi pesymiści twierdzą, że nie tylko Portugalia i Hiszpania (4. największa gospodarka w strefie euro, 10 proc PKB eurolandu) będą teraz obiektem ataków spekulacyjnych, ale także Włochy, a nawet Francja, gdzie finanse publiczne są dalekie od unijnych wzorców. Tyle, że ataki na takie rynki i ich papiery nie miałyby sensu, ponieważ nikt nie byłby w stanie zebrać gigantycznych kwot niezbędnych do uporządkowania ich sytuacji finansowej.

Wiceprezes Bundesbanku, Axel Weber mówił otwarcie: — koszty wykupienia z kryzysu Irlandii, Portugalii i Hiszpanii przekroczyłyby możliwości naszego pakietu ratunkowego. A Niemcy kategorycznie sprzeciwiają się zwiększenia wartego 750 mld euro funduszu ratunkowego. Kilka dni wcześniej on sam jednak mówił,że nie byłoby żadnym problemem wypełnienia luk w finansowaniu tych krajów. — Strefa euro sobie z tym poradzi - zapewniał. Politycy i regulatorzy rynków wielokrotnie sugerowali, że najprościej byłoby w Europie wręcz zakazać korzystania z niektórych instrumentów inwestycyjnych, w szczególności derywatów CDS (Credit Default Swaps). Ale z kolei zarządzający funduszami wysokiego ryzyka bronią się podkreślając,że stawianie na najsłabszych i wielkie zainteresowanie ich papierami w celu osiągnięcia maksymalnego zysku wynika z kłopotów krajów emitujących papiery, a nie jest ich przyczyną. Ich zdaniem tak samo, jak oni winne są banki, zarządzający różnymi innymi funduszami, którzy szukają możliwości zabezpieczenia swoich inwestycji.

[srodtytul]Kolej na Portugalię?[/srodtytul]

W niedzielę najwięcej ekonomistów przewidywało, że po ogłoszeniu i przeanalizowaniu irlandzkiego pakietu ratunkowego, kolej przyjdzie na Portugalię. Ten kraj wprawdzie zatwierdził bardzo oszczędny budżet, ale nie uspokoiło to rynków. W dokumencie przewidziana jest redukcja deficytu budżetowego z 9,3 proc. dzisiaj do poniżej 3 proc. w 2013. — Musimy zrobić wszystko, aby o Portugalii nikt już nie mówił w kontekście kryzysu w strefie euro - tłumaczył w sobotę premier Portugalii, Jose Socrates. — Chcemy rynki przekonać naszym budżetem - podkreślał.

— Te wszystkie pogłoski, jakoby Portugalia potrzebowała pomocy są fałszywe, to wierutne kłamstwa - oburzał się przewodniczący Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso, sam Portugalczyk. Portugalczycy jednak nie dają swojego przyzwolenia na tak drastyczne zmiany w finansowaniu gospodarki. Ten kraj już naprawdę nie ma na czym oszczędzać, tyle że ma zdrowy sektor bankowy, który jest w stanie pozyskiwać finansowanie tam, gdzie są pieniądze, czyli poza granicami kraju, najczęściej a Afryce i Brazylii, ale także w Europie Środkowej.

[srodtytul]Banki do prześwietlenia[/srodtytul]

Nie ma w Europie rządu, który byłby bardziej aktywny w obronie wizerunku swojego kraju, niż Hiszpania. Codziennie, a nawet kilka razy dziennie premier Jose Luis Rodriguez Zapatero i jego ministrowie powtarzają jak mantrę „Hiszpania nie potrzebuje pomocy finansowej”. W ostatnią sobotę premier zapowiedział, że plany drastycznych cięć wydatków i prześwietlenia banków są prowadzone z wielką skrupulatnością. Program oszczędnościowy zakłada również reformy rynku pracy - będzie można łatwiej przyjmować i zwalniać pracowników; zamrożenie emerytur; liberalizację sektora energetycznego. Premier starał się zapewnić przedstawicieli 37 największych korporacji hiszpańskich ( zatrudniają one milion osób i wypracowują 40 proc PKB kraju), że plany jego rządu mają na celu zwiększenie konkurencyjności kraju, która jest jedną z najniższych w strefie euro. — Hiszpańskie zadłużenie jest o 20 pkt procentowych niższe od średniej w strefie euro - tłumaczył. Dług publiczny tego kraju wynosił pod koniec 2009 560 mld euro,czyli 60 proc PKB,tyle że od tego czasu wzrosło.

Tyle, że nie zmienia to faktu ogromnego zadłużenia hiszpańskich prowincji, nieujawnionego zadłużenie banków, złych kredytów po załamaniu na rynku nieruchomości, 20 procentowego bezrobocia i praktycznie nie istniejącego wzrostu PKB ( praktycznie zerowego w III kwartale i 0,2 proc rok do roku w III kwartale, przy tym był to pierwszy dodatni wynik od 7 kwartałów). Premier Zapatero jednak zapewnia,że wszystkie dane z sektora bankowego zostaną ujawnione do 24 grudnia. Żeby jednak na przyszłość nie było już niespodzianek, bank centralny nałożył na wszystkie instytucje finansowe w tym kraju obowiązek dostarczania drobiazgowych informacji dotyczących wielkości portfeli w sektorze budownictwa i nieruchomości. Banki będą musiały również dokładnie wyjaśnić jakie są zagrożenia z tego tytułu.

Fundusze inwestycyjne wcale jednak nie zamierzają pozostawić Hiszpanii w spokoju. W tym czasie, kiedy premier Zapatero rozmawiał z „cesarzami” swojej gospodarki George Papamarkakis z funduszu wysokiego ryzyka North Asset Management LLP nie ukrywał, że właśnie kupił za 200 mln dolarów hiszpańskie obligacje, bo jest przekonany o rychłym wzroście ich oprocentowania. Jego zdaniem gospodarka tego kraju najtrudniejsze ma jeszcze przed sobą, a kiedy wzrosną koszty obsługi długu, wyższa będzie też cena kredytowania przez banki. Papamarkakis ujawnił, że papiery hiszpańskie zajmują jedną z trzech najważniejszych pozycji w jego portfelu.

O możliwości ogłoszenia kłopotów z obsługą zadłużenia w kilku krajach strefy euro otwarcie mówią przedstawiciele innego funduszu spekulacyjnego Fortelus Capital Management LLP,który zarządza miliardem dolarów. Ten fundusz z kolei dorzucił do swoich „typów” zadłużenie sektora finansowego, budownictwa, nieruchomości oraz firm przemysłowych z Europy Południowej. Powód, ten sam, co w wyjaśnieniach Papamarkakisa - rosnące koszty finansowania działalności. Przy tym LLP powoli przenosi się z Irlandii i Portugalii, a nawet Hiszpanii do Włoch i Francji. — Musimy pamiętać o jednym: problemy Europy nie zakończą się wówczas, gdy Irlandia otrzyma pomoc - ostrzega Christopher Peel z londyńskiego BlackSquare Capital LLP, który zajmuje się inwestycjami w funduszach wysokiego ryzyka. — Rynek rozliczy wszystkich i ukarze tych, którzy nie zrobili u siebie porządków. To dlatego jego zdaniem kurs euro jeszcze przez dłuższy czas będzie pod presją. Tak samo i pozostałe europejskie waluty - dodaje.

Gospodarka światowa
Amerykańskie taryfy to największy szok handlowy w historii
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka światowa
Czy Powell nie musi bać się o stanowisko?
Gospodarka światowa
Chiny twierdzą, że nie prowadzą żadnych rozmów handlowych z USA
Gospodarka światowa
Niemcy przewidują stagnację gospodarki w 2025 r.
Gospodarka światowa
Musk obiecał mocniej zajmować się Teslą
Gospodarka światowa
Kakao będzie drożeć jeszcze latami