Czy Niemcy korzystają na przynależności do strefy euro?
Według mnie zdecydowanie tak. Przynależność do unii walutowej wspomogła nasze stosunki handlowe z innymi członkami, ale także z resztą świata. Stało się tak, bo kurs wymiany marki na euro był bardzo niekorzystny. W efekcie Niemcy musiały przeprowadzić wiele reform, m.in. rynku pracy, aby utrzymać konkurencyjność międzynarodową. W pierwszej połowie minionej dekady Niemcy uchodziły za chorego człowieka Europy, ale dziś tamte reformy procentują.
Czy nowa eurosceptyczna partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) ma szansę zmienić stosunek Niemców do strefy euro i sprawić, że temat jej rozpadu przestanie być tabu?
Wątpię w to. Żadna z liczących się partii nie opowie się za wyjściem Niemiec ze strefy euro. Nasza gospodarka z dnia na dzień straciłaby konkurencyjność. Przywrócona marka umocniłaby się bowiem wobec euro i innych walut o około 30-40 proc. To doprowadziłoby do załamania eksportu, problemów na rynku pracy i być może deflacji. Innymi słowy, Niemcy popadłyby w głęboką recesję. Aprecjacja marki wymusiłaby też rewaluację zagranicznych aktywów niemieckich firm i gospodarstw domowych, wycenianych dziś na ponad 1 bln euro netto. Gdyby wartość tych aktywów stopniała o 30 proc., byłby to duży wstrząs dla niemieckiej gospodarki. A do tego dochodzą jeszcze aspekty polityczne. Nie wierzę, aby po rozmontowaniu strefy euro stosunki między jej dawnymi członkami były takie, jak wcześniej. Zapewne pojawiłyby się tendencje protekcjonistyczne.
Liderzy AfD argumentują, że to Unia Europejska przynosi Niemcom korzyści, a nie strefa euro. Tymczasem jedynym sposobem, aby ocalić UE, jest rozmontowanie strefy euro, bo próby jej naprawy antagaonizują kraje członkowskie i ściągają na Niemców niechęć społeczeństw z południa.