To jednak pierwszy krok na drodze do osiągnięcia statusu globalnej waluty rezerwowej. Z początkiem października 2016 chiński juan, obok amerykańskiego dolara, euro, funta i jena, stanie się elementem mechanizmu SDR (specjalne prawa ciągnienia) Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W koszyku MFW juan będzie miał 10,92-proc. udział, natomiast waga dolara wyniesie 41,73 proc., euro 30,93 proc., japońskiego jena 8,33 proc., brytyjskiego funta zaś 8,09 proc.
Wprawdzie rząd chiński często był krytykowany za manipulowanie kursem juana , ale na początku września Christine Lagarde, szefowa MFW, oświadczyła, że kraj ten nie ma innego wyjścia jak tylko otwarcie się i podjęcie gry ekonomicznej na określonych zasadach.
Rywalizacja juana z dolarem będzie niezwykle trudna o czym mogą świadczyć wcześniejsze zmagania japońskiego jena. Rekordowy8,5-proc. udział w światowych rezerwach jen zanotował w 1991 roku, kiedy powojenny boom przemysłowy sprawił, ze Japonia wysforowała się na drugą pozycję wśród globalnych potęg ekonomicznych. Kiedy jednak sytuacja gospodarcza Kraju Kwitnącej Wiśni pogorszyła się osłabła też pozycja jena na rynkach walutowych, któremu zresztą przybył też silny rywal w postaci euro.
Wprawdzie jen zajmuje trzecią pozycją w transakcjach handlowych i czwartą pod względem płatności, jego udział w światowych rezerwach wynosi zaledwie 4 podczas gdy dolar ma 64 proc., a chiński juan 1 proc.
Do skutecznej batalii z dolarem niezbędna jest nie tylko wola polityczna, ale także dobra koniunktura gospodarcza. Japonia, podobnie jak teraz Chiny, miała problemy z osiągnięciem poziomu otwartości niezbędnego do skutecznego promowania swojej waluty na świecie. Zanim japoński rynek stał się bardziej dostępny dla zagranicy pękła bańka spekulacyjna na tamtejszych aktywach, czego skutkiem była „stracona dekada". Zaszkodziło to też statusowi jena jako waluty rezerwowej.