Donald Trump odniósł zwycięstwo wyborcze, obiecując Amerykanom, że „osuszy bagno" waszyngtońskiej polityki. By jednak skutecznie rządzić supermocarstwem, zapewne będzie musiał sięgnąć po insiderów z tego „bagna" i obsadzić nimi przynajmniej część kluczowych stanowisk w swojej administracji. Na giełdzie nazwisk, które mogą znaleźć się w nowej ekipie rządzącej, wymieniani są już doświadczeni republikańscy politycy tacy jak: były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani (typowany jako sekretarz stanu, bezpieczeństwa wewnętrznego lub prokurator generalny) i Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów (mający odpowiadać za ogólną strategię administracji). Ewentualne nominacje do resortów gospodarczych wzbudzają mniejsze emocje. Ławka kadrowa Trumpa w tej dziedzinie wydaje się być bowiem dosyć krótka. Zdecydowana większość ekonomistów mających kiedykolwiek jakieś związki z rządem USA (zarówno neoliberałów, jak i neokeynsistów) odżegnywała się w trakcie kampanii wyborczej od popierania Trumpa, a wielu z nich otwarcie wspierało Hillary Clinton. W gronie doradców ekonomicznych republikańskiego kandydata nie było akademickich sław. To jednak nie oznacza, że Trump nie jest w stanie wszystkich zaskoczyć doborem ludzi do swojej administracji.
Szukając wspólników
Osobą najczęściej typowaną na sekretarza skarbu w nowej administracji jest Steven Mnuchin, prezes funduszu Dune Capital Management. To bardzo doświadczony finansista, który robił karierę w banku Goldman Sachs (gdzie pracował na kierowniczych stanowiskach jego ojciec), a epizodycznie prowadził nawet interesy wspólnie z miliarderem George'em Sorosem. Jest również producentem filmowym mającym na koncie takie kasowe hity, jak „American Sniper", „Mad Max: Na drodze gniewu" czy „Legion Samobójców". Niewątpliwie wykazał się też dużymi zdolnościami, gdy na wiosnę Trump uczynił go odpowiedzialnym za zbieranie pieniędzy na kampanię wyborczą. Mnuchin prawdopodobnie uratował kampanię od finansowej zapaści i tym samym bardzo pomógł Trumpowi wygrać wybory. Przeciwko nominacji tego finansisty przemawia jednak wiele poważnych czynników. Przede wszystkim: budzące podejrzenia zachowanie po wybuchu kryzysu. W 2009 r. fundusz Mnuchina przejął upadły bank IndyMac i zrestrukturyzował go pod marką OneWest. Ten bank stał się znany z bardzo agresywnego przejmowania nieruchomości za długi oraz wykorzystywania do tego celu sfałszowanej dokumentacji, co skończyło się dla niego serią pozwów sądowych i koniecznością wypłacenia milionów dolarów odszkodowań. Media rozpisywały się m.in. o tym, jak bank wysyłał nakaz eksmisji 103-letniej staruszce. Pod domem Mnuchina odbywały się demonstracje aktywistów oburzonych na praktyki jego banku. Życiorys tego finansisty nie przysparza mu też zwolenników w obozie Trumpa. Bliskie związki z Goldman Sachs i Sorosem oraz to, że w 2008 r. dawał on hojne datki na kampanię Hillary Clinton, sprawiły, że Mnuchin bywa określany jako „koń trojański globalistów" w obozie Trumpa. Nawet jeśli ma czyste intencje, to cały czas byłby podejrzewany o to, że jest „wtyką Sorosa" w administracji.
Innym weteranem Wall Street typowanym na sekretarza skarbu jest Jamie Dimon, od 2005 r. prezes banku JPMorgan Chase. To jeden z najpotężniejszych i najlepiej opłacanych amerykańskich prezesów. Niewątpliwie zna się na finansach jak mało kto, ale jego wybór wywołałby też ogromne kontrowersje. Wszak w 2013 r. JPMorgan Chase zapłacił Departamentowi Sprawiedliwości 13 mld USD odszkodowania w sprawie dotyczącej toksycznych instrumentów opartych na kredytach hipotecznych. Dimon raczej nie "osuszyłby bagna" na Wall Street.
Być może lepszym wyborem byłby Carl Icahan. Ten znany inwestor giełdowy, dysponujący majątkiem wartym 14 mld USD, został wskazany ponad rok temu przez Trumpa jako jego idealny wybór na sekretarza stanu. Icahan poparł go w trakcie kampanii wyborczej, ale po wyborach prezydenckich Icahan stwierdził, że nie jest zainteresowany pracą w rządzie.
Wśród osób mogących stanąć na czele Departamentu Skarbu wymieniany jest również Jeb Hensarling, republikański kongresmen z Teksasu. Kieruje on Komisją ds. Usług Finansowych Izby Reprezentantów, która nadzoruje amerykański sektor bankowy. Zasiada w Kongresie od 2003 r. i wchodził w skład władz Partii Republikańskiej. Za swoją misję polityczną uważa on wprowadzenie nowej reformy regulacji finansowych w miejsce powstałej po kryzysie Ustawy Dodda-Franka. Jest też znany jako fiskalny konserwatysta. Alternatywnym wyborem może być Tom Barrack, właściciel firmy inwestycyjnej Colony Capital. Barrack to doświadczony biznesmen blisko związany z Trumpem i prowadzący interesy w dziesięciu krajach. Zachwalał Trumpa na konwencji republikanów. W grze jest również Tim Pawlenty, republikański polityk pochodzenia polskiego, gubernator Minnesoty w latach 2003–2011, a obecnie prezes organizacji lobbystycznej Financial Services Roundtable. Gdy był gubernatorem Minnesoty, udało mu się zbilansować stanowy budżet bez podnoszenia podatków dochodowych, a przy tym uruchomić wielkie programy odbudowy infrastruktury publicznej. Ma więc doświadczenie w realizowaniu polityki, jaką obiecywał Trump.