Po spadku do poziomu najniższego od dwóch tygodni ceny ropy na rynku nowojorskim rosły wczoraj o 2 proc. i wynosiły 99,1 USD za baryłkę. Na Bliskim Wschodzie napięcia społeczne nasiliły się w Bahrajnie, gdzie wprowadzono stan wyjątkowy i m.in. zamknięto giełdę. Bahrajn jest najmniejszym producentem ropy nad Zatoką Perską, ale inwestorów to nie uspokaja, bo zamieszki mogą się przecież przenieść na okoliczne terytoria. A wtedy z dostawami ropy może być różnie. Jeśli chodzi o miedź, drożała ona w Londynie nawet o blisko 3 proc., a pod wieczór kosztowała po 9341 USD za tonę. To cena najwyższa od tygodnia. Inwestorzy liczą, że Japończycy będą też musieli kupować za granicą żywność – stąd m.in. ponad 4-proc. zwyżka cen pszenicy w Chicago. Złoto podrożało wczoraj o 0,7 proc., do 1402 USD za uncję. Odbicie obserwowano także na rynku zbóż – pszenica zdrożała na przykład aż o 4 proc.
Japońscy inwestorzy otrząsnęli się po pierwszej fali paniki po kataklizmie. Po stracie ponad 16 proc. przez trzy dni Nikkei 225 wczoraj podskoczył o 5,7 proc.
Na innych parkietach w Azji też były zwyżki, choć wyraźnie mniejsze. Od plusów rozpoczął się też handel na rynkach zachodnioeuropejskich.
Z czasem górę zaczęli brać jednak sprzedający, którzy mają na uwadze nie tylko Japonię, ale i inne czynniki ryzyka. Mowa m.in. o zamieszkach na Bliskim Wschodzie, które dotarły do Bahrajnu (zamknięto m.in. giełdę), zagrożeniach inflacyjnych (w lutym inflacja w strefie euro znowu przyspieszyła) czy problemach strefy euro, o których przypomniało cięcie ratingu Portugalii przez Moody’s.
Nastroje jeszcze bardziej popsuły się w wyniku wyjątkowo kiepskich danych z rynku nieruchomości w USA. Liczba nowych inwestycji mieszkaniowych tąpnęła tam w lutym o ponad jedną piątą, a liczba wniosków o pozwolenia na budowy znalazła się najniżej w historii.