Dotychczas Mo-Bruk z zagospodarowania „bomb ekologicznych”, czyli nagromadzonych odpadów niebezpiecznych, uzyskał 102,4 mln zł wpływów. Tymczasem wartość całego krajowego rynku szacowana jest na około 15 mld zł. – Wartość ta uwzględnia podawaną przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska liczbę około tysiąca „bomb ekologicznych”. Z naszych szacunków wynika ponadto, że Polska potrzebuje około 20 lat, żeby zutylizować wszystkie „bomby ekologiczne” – mówi Wiktor Mokrzycki, wiceprezes Mo-Bruku. Zaznacza, że są to orientacyjne szacunki spółki sporządzone na podstawie aktualnie obowiązujących ceny.
„Bomby ekologiczne” to najczęściej odpady niebezpieczne w postaci farb, kwasów czy lakierów, jak również odpady rafineryjne, po produkcji leków i tworzyw sztucznych. – Są one gromadzone przeważnie w pojemnikach, beczkach czy nawet 1000-litrowych zbiornikach określanych „mauserami”, a następnie – niestety – porzucane np. na dużych placach, w starych PGR-ach i na dawnych terenach przemysłowych. „Bomby ekologiczne” odkrywane są w całej Polsce – podaje Mokrzycki. Niedawno Mo-Bruk zlikwidował takie składowisko na terenie byłej rafinerii nafty Glimar w Gorlicach, ale też w centralnej i północnej Polsce, gdzie jest dużo opuszczonych magazynów. Ponadto odpady zakopywane są w żwirowniach czy na terenach rekultywacyjnych. Zwykle są to składowiska od 30 ton do kilkudziesięciu tys. ton odpadów.
Nowe przetargi
Mimo że zagospodarowanie „bomb ekologicznych” może przynosić duże profity, to Mo-Bruk nie opiera na nim swojej strategii, gdyż jest to rynek bardzo niestabilny. – Aktualnie nie realizujemy projektów „bomb ekologicznych” pozyskanych w trybie zamówień publicznych. Przygotowujemy się do przetargów w Ustroniu (województwo śląskie) czy Toruniu – mówi Mokrzycki. Jednocześnie zaznacza, że nie są to jednak postępowania o znaczącej wartości. Pozostałe rozmowy są objęte tajemnica handlową, gdyż zleceniodawcy często zabiegają, aby tego typu prace były realizowane bez szumu informacyjnego.
Mo-Bruk prace przy wszystkich dotychczas zagospodarowywanych „bombach ekologicznych” realizował w Polsce. Nie wyklucza jednak wejścia na rynki zagraniczne. Dziś jest to jednak mocno utrudnione, dlatego koncentruje się na naszym kraju. – Zaznaczyć należy, że większość odpadów zdeponowanych w polskich „bombach ekologicznych” kierowanych jest do spalarni. Polskie prawo natomiast zakazuje importu odpadów do procesu unieszkodliwiania w spalarni, dlatego projekty poza Polską, przynajmniej do czasu, kiedy Mo-Bruk nie ma tam spalarni, nie będą tak rentowne jak na rynku krajowym – przekonuje Mokrzycki.
Mniejsze zyski
W tym roku grupa Mo-Bruk wypracowuje mniejsze przychody i zyski niż w analogicznych okresach 2021 r., co m.in. związane jest ze spadkiem wpływów z tytułu likwidacji „bomb ekologicznych”. Zarząd przypomina, że nie ma wpływu zarówno na liczbę ogłaszanych przetargów, jak i procedowanie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który finansuje tego typu operacje. Co więcej, ceny oferowane za likwidację nielegalnych magazynów z odpadami zależą od parametrów tych odpadów, stanu pojemników, konieczności wdrożenia zabezpieczeń BHP i przeciwpożarowych. – Nie jesteśmy w stanie z góry przewidzieć ogólnej ceny dla wszystkich takich projektów. Koncentrujemy się przede wszystkim na naszym biznesie podstawowym, który ma bardzo korzystne perspektywy dalszego rozwoju – zapewnia Mokrzycki. Dodaje, że „bomby ekologiczne” są dla grupy dodatkowym, atrakcyjnym pod względem rentowności źródłem przychodów, ale nie buduje w oparciu o nie swojej strategii. Ta opiera się przede wszystkim na biznesach spalania odpadów przemysłowych i medycznych oraz zestalania i stabilizacja odpadów.