Takiego rozwiązania chciała dyrekcja dla obniżenia kosztów. – To zły sygnał dla nowych właścicieli Opla – Magny i rosyjskiego Sbierbanku. Pokazuje, że związkowcy przedkładają doraźne korzyści nad interes firmy – stwierdza Maciej Grelowski, szef Rady Głównej BCC.
Chodziło o możliwość późniejszego odrobienia 10 dni września, w których zakład będzie stał z powodu spadku zamówień. Miałyby zostać odpracowane w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Ale pracownicy nie mogliby tego robić w ramach nadgodzin. Za przyzwolenie na takie rozwiązanie – wymaga go nowa ustawa antykryzysowa – Solidarność Opla zażądała gwarancji zatrudnienia, a początkowo nawet przekształcenia umów tymczasowych w stałe etaty. – Czemu załoga miałaby ponosić koszty bez dodatkowych zabezpieczeń? – pyta Mirosław Rzeźniczek, zastępca szefa Solidarności w gliwickim Oplu.
Według kierownika działu PR w General Motors Poland Wojciecha Ososia, pracownicy dostali rekompensatę. Jeszcze przed decydującymi rozmowami dyrekcja zdecydowała się przedłużyć o kilka miesięcy umowy 116 osobom. W zamian za zgodę na późniejsze odrabianie postojowego umowy miały być przedłużone o kolejnych 10 miesięcy. Ale związki chciały dodatkowych gwarancji i całkowitego zakazu zwolnień do połowy 2010 r. – Nie mogliśmy się na to zgodzić – mówi Osoś.
Według ekspertów, ustępując związkom dyrekcja zakładu przyczyniłaby się do obniżenia konkurencyjności firmy. – Jeśli nawet spełnienie żądań dałoby pracownikom chwilową korzyść w postaci nadgodzin, to w dłuższej perspektywie ograniczyłoby konkurencyjność fabryki – ostrzega Adam Żołnowski z PricewaterhouseCoopers.