Do ostatniego egzaminu na maklera papierów wartościowych podeszło ponad 230 osób. To najlepszy wynik od 11 lat. Z czego to wynikało?
W Związku Maklerów i Doradców uważamy, że trend wzrostowy, jeśli chodzi o zainteresowanie licencjami, jest konsekwencją tego, że rynek się specjalizuje. Samo skończenie studiów związanych z ekonomią nie jest już wyróżnikiem. Jeśli ktoś jest więc po studiach i planuje karierę na rynku, to egzamin i licencja maklerską jawią się jako atut, który z jednej strony będzie wzbogacał CV, a z drugiej będzie też potwierdzał konkretne kompetencje. Argumentem, który przyciąga kolejne osoby, jest też fakt, że mając licencję, dużo łatwiej jest znaleźć pracę. Wisienką na torcie jest oczywiście to, że na warszawskiej giełdzie mamy nowe szczyty. Ten zestaw czynników pozwala wierzyć, że trend wzrostowy, jeśli chodzi o zainteresowanie licencjami, zostanie podtrzymany. To oczywiście dobra wiadomość dla całego rynku. Wykształcone osoby na pewno się przydadzą.
Rynek maklerski jednak się zmienia. Dzisiaj maklerów nie spotykamy już na każdym etapie naszej aktywności rynkowej. Czy więc faktycznie jest praca dla maklerów?
Osoby, które starają się o licencję, można podzielić na dwie grupy. Jedna to osoby, które chcą wejść na rynek pracy, ale jest też grupa, która pracuje już na rynku, ale ma w planach poszerzanie swoich kompetencji. Takie osoby mogą liczyć często na wsparcie pracodawców, którzy też czerpią z tego korzyści. Obecnie brakuje bowiem maklerów. Powstała luka pokoleniowa, gdyż w latach 2009–2018 zainteresowanie rynkiem i licencjami było dużo mniejsze. Samo posiadanie licencji nie jest oczywiście gwarantem pracy, ale jest bardzo dużym atutem, który powoduje, że jesteśmy bardziej atrakcyjnym pracownikiem.