Z jednej strony mówi się o rekordowych przychodach domów maklerskich, z drugiej strony dane KNF pokazują, że branża nadal ponosi stratę na działalności podstawowej. Jaka jest więc prawdziwa kondycja domów maklerskich?
Obie statystyki mają pokrycie w rzeczywistości. W ostatnich miesiącach mieliśmy podwyższoną zmienność, która przełożyła się na wzrost zainteresowania rynkiem wśród inwestorów. Zmienność na rynku zawsze sprzyja zwiększeniu płynność. To spowodowało, że domy maklerskie podreperowały swoje budżety. To jednak nie zmienia faktu, że od wielu lat mamy problem strukturalny na rynku, który powoduje, że domy maklerskie na działalności podstawowej, czyli tej związanej z obsługą inwestorów, doradzaniem firmom przy pozyskiwaniu kapitału i wprowadzaniu na giełdę, ponoszą straty. Domy maklerskie ratuje działalność na rachunek własny, która z założenia jest ryzykowna i nie jest związana z podstawowym biznesem.
Skąd się bierze rosnąca strata na działalności podstawowej, skoro w ostatnim czasie mamy większe obroty na giełdzie?
Wynika to z kilku czynników. Z jednej strony możemy mówić o czynnikach obiektywnych. W ostatnich latach obroty na giełdzie pozostawały jednak niskie, a to oznacza niższe przychody z rynku wtórnego. Drugi ważny czynnik to mała liczba ofert pierwotnych. To są podstawowe źródła przychodów. Z czynników w pewnym sensie subiektywnych mamy m.in. zwiększającą się konkurencję zdalnych członków. W 2010 r. ich udział w obrotach na GPW wynosił 17 proc. W ubiegłym roku było to już 50 proc. Zabierają oni część obrotu krajowym domom maklerskim i tym samym podcinają kondycję finansową branży, a koszty są takie, jakie były, a nawet większe. Koszty to zresztą kolejny ważny aspekt. Wynikają one m.in. z licznych regulacji, co przełożyło się na rozbudowę działów prawnych, operacyjnych czy też compliance. To oczywiście kontrastuje z niezwiększającymi się przychodami. Do tego dochodzą dodatkowe koszty, które pojawiły się na przestrzeni lat. Nie można zapominać także o kosztach, jakie domy maklerskie ponoszą na rzecz chociażby giełdy. Chcemy rozwijać rynek kapitałowy, który w Polsce wciąż jest bardzo mały, jeśli chodzi o udział w finansowaniu gospodarki, tylko mamy rachityczną, krajową branżę maklerską z problemem strukturalnym, co de facto oznacza brak środków na rozwój. Jeśli mamy bowiem zwiększone koszty to szuka się oszczędności w działach analiz, w zatrudnianiu maklerów itp. Polski rynek jest i pozostanie rynkiem średnich i małych przedsiębiorstw. Mają one duży potencjał innowacji i trzeba je obsługiwać. Robią to jednak nie zdalni członkowie giełdy, ale krajowa branża domów maklerskich. Jeśli więc chcemy postawić na innowacje, to w interesie polskiego gospodarki jest budowanie rozwiązań, które wspierają rozwój krajowej branży domów maklerskich.