Ministerstwo Skarbu Państwa, które chce sprzedać do 53 proc. akcji Lotosu, czeka do 4 lutego na oferty od zainteresowanych firm. Spekulacje na temat tego, że wśród nich może być Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, pojawiły się pół roku temu. Zarząd gazowego potentata nie podjął jeszcze decyzji w tej kwestii, bo czeka na analizy doradców. – Zajmiemy się sprawą Lotosu pod koniec listopada – mówi „Parkietowi” prezes spółki Michał Szubski.
[srodtytul]Priorytetem własne projekty[/srodtytul] Szef rady nadzorczej Stanisław Rychlicki przypomina natomiast, że priorytetem PGNiG jest program inwestycyjny. – Firma ma do wykonania długą listę własnych, kosztownych projektów w kolejnych latach, i to jest najważniejsze – dodaje. – Zanim zdecyduje się na złożenie oferty na Lotos, musi rozważyć wszystkie zalety i wady tego posunięcia, sprawdzić, czy i jakie przyniesie efekty.
Z naszych informacji wynika, że właśnie brak możliwych do uzyskania korzyści z przejęcia Lotosu jest dla PGNiG głównym argumentem przeciwko startowi w przetargu ogłoszonym przez resort skarbu.
Analitycy zgodnie przyznają, że rezygnacja z udziału w prywatyzacji gdańskiej grupy byłaby dobrą, uzasadnioną decyzją zarządu PGNiG. Ich zdaniem trudno byłoby doszukać się znaczących oszczędności czy efektów synergii z połączenia obu spółek. – Działalność PGNiG w zakresie wydobycia ropy jest marginalna – mówi jeden z nich. – Gazowa firma nie może spełnić oczekiwań resortu skarbu i zapewnić Lotosowi dostępu do naftowych złóż.
Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku, uważa, że warunki zakupu Lotosu dla PGNiG nie byłyby korzystne. – Gazowa firma nie może liczyć na atrakcyjną cenę, z dyskontem, za akcje Lotosu, bo resort najpewniej oczekuje jeszcze premii za oddanie kontroli – dodaje.