"20 stopień zasilania nie wytworzył nam żadnych szkód, produkcja została utrzymana. (...) Nie mamy żadnych dużych strat produkcyjnych, ani produkcji hutniczej nie musieliśmy ograniczać" - powiedział na konferencji prasowej wiceprezes Zarządu KGHM Polska Miedź Marcin Chmielewski.
Jak mówił, wprowadzenie w poniedziałek przez krajowego dystrybutora mocy 20. stopnia zasilania było dla KGHM "naprawdę wielkim zaskoczeniem". Oznaczało ono, że z zamówionej mocy 399 MW dziennie, trzeba było "zejść natychmiast o prawie 25 proc. do 302 MW."
"Dzięki udanej współpracy między naszymi dystrybutorami mocy, inżynierami, którzy odpowiadają za produkcję, udało się uruchomić nasze bloki gazowo-parowe. (...) One mają łączną moc dwa razy po 25 MW i udało nam się odzyskać z tej utraconej mocy 50 MW" - poinformował Chmielewski. Ponadto, jak mówił, przeorganizowano produkcję wydobywczą, m.in. w ciągu dnia nie wydobywano urobku na powierzchnię, zatrzymując go pod ziemią, wstrzymano też prace taśmociągów, a prace te wykonywano w ciągu nocy.
Według Chmielewskiego, bloki gazowo-parowe w Polkowicach i Głogowie zostały zbudowane po blackoutach (włączeniach prądu - PAP) z 2009 r., gdy na cztery godziny nastąpił paraliż w dostawach energii elektrycznej, wskutek czego zaistniała realna groźba, że życie pracowników pracujących pod ziemią może zostać zagrożone.
"Ówczesny zarząd, pod przewodnictwem Herberta Wirtha podjął decyzję, że taka sytuacja nigdy się nie może w historii spółki powtórzyć, żeby życie ludzkie było zagrożone" - dodał Chmielewski. Jak mówił, wyłączenia zagrażały także produkcji hutniczej, gdyż "zatrzymanie pieca, w którym jest roztopiona miedź spowodowałoby, że trzeba by nową hutę wybudować".