Z decyzjami o kolejnych się wstrzymują m.in. z uwagi na zaostrzający się kurs Brukseli, wprowadzającej nowe normy emisyjne, a także dołujące hurtowe ceny energii i rosnące ceny uprawnień do emisji CO2.
Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie szacuje, że do 2022 r. firmy wyłączą jedną trzecia mocy pracujących dziś w Polsce (9–10 tys. MW). Stanisław Tokarski, prezes TGPE i wiceszef Tauronu, nie odpowiada wprost, w jakich technologiach energetyka chce je uzupełnić. – Decyzje o budowie bloków klasy 1000 MW zapadały przed 2010 r., kiedy prognozy cen energii wskazywały na rentowność projektów. Dziś trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał rynek i ceny po 2020 r. – mówi Tokarski. W długim terminie, w którym bloki się amortyzują, trend cenowy może się zmienić.
Decyzje o kolejnych inwestycjach trzeba podejmować już teraz. Dlatego energetycy proszą państwo o stworzenie zachęt. Ze słów Tokarskiego wynika, że taki mechanizm można zbudować w oparciu o system kompensacyjny wynikający z możliwości przydziału darmowych uprawnień do emisji CO2 w okresie 2020–2030 dla prowadzących inwestycje, co wynika z konkluzji Rady Europy z października 2014 r.
Ale choć zaczęła się już w Brukseli procedura uzgadniania szczegółów, to energetycy spodziewają się konkretów za dwa lata. Wskazują więc, że ten mechanizm może co najwyżej poprawić rentowność dziś budowanych bloków, a nie zachęcić do stawiania nowych.
Polski Komitet Energii Elektrycznej postuluje wprowadzenie docelowego systemu wsparcia elektrowni konwencjonalnych, by mogły one harmonijnie współistnieć z dotowanymi źródłami odnawialnymi. Chodzi o dwuproduktowy rynek mocy, w którym wynagradzano by nie tylko za produkcję prądu, ale też za utrzymanie odpowiedniej ilości mocy.