Fakt, że indeks WIG znajduje się na poziomie sprzed blisko 4 miesięcy, to najlepszy dowód na to, że na warszawskiej giełdzie utrzymuje się równowaga sił. Wynika ona ze stopniowej ewolucji nastrojów, czy też mówiąc w żargonie giełdowym - "sentymentu", na światowych rynkach.
Ewolucja ta polega na umacniającym się przeświadczeniu, że "najgorsze za nami". Z drugiej strony wiara w to, że szok związany z gigantycznymi stratami inwestycji finansowych w USA należy do przeszłości, nie jest jeszcze najwyraźniej równoznaczna z przekonaniem rynku o tym, że problemy całej amerykańskiej gospodarki dobiegły końca.
Skoro kryzysu ani jego skali nie był w stanie przewidzieć sam Fed, to trudno zakładać, że jakikolwiek analityk trafnie oszacuje scenariusz rozwoju wydarzeń w amerykańskiej gospodarce, a co więcej - że właściwie przewidzi, na ile taki scenariusz jest już uwzględniony w cenach akcji. Innymi słowy, spora część doniesień makroekonomicznych za oceanem to z punktu widzenia inwestorów raczej "szum informacyjny" niż użyteczna wskazówka.
Na sygnały trzeba poczekać
Sposobów na poradzenie sobie z tym "szumem" jest sporo. Obok typowo fundamentalnych strategii (np. opartych na poziomie wycen), podstawowym narzędziem jest analiza techniczna. Skoro jej sygnały pozwoliły wycofać się zawczasu z rynku, zanim doszło do najbardziej dramatycznej odsłony bessy, to można zakładać, że umożliwią one również powrót na giełdę w momencie, gdy popyt zdobędzie w końcu przewagę.