Giełda to tylko niewielka część mojej aktywności

Z Maciejem Zientarą, udziałowcem GET, Libry, Energomontażu i Black Lion, rozmawia Tomasz Furman.

Aktualizacja: 16.02.2017 00:53 Publikacja: 28.01.2013 13:00

Maciej Zientara, udziałowiec GET, Libry, Energomontażu i Black Lion

Maciej Zientara, udziałowiec GET, Libry, Energomontażu i Black Lion

Foto: Archiwum

Green Eco Technology (dawne Anti) miało inwestować w odnawialne źródła energii (OZE). Pod koniec ubiegłego roku Artur Staykov, który był autorem nowej strategii i miał przygotować konkretne projekty, zrezygnował jednak z funkcji prezesa i wycofał się z przedstawionych planów. Tymczasem pan i inni inwestorzy kupowali akcje GET, gdyż uwierzyli, że proponowane zmiany pozwolą firmie się rozwijać. Czy takie postępowanie Staykova wobec akcjonariuszy nie budzi pana wątpliwości?

Moje zaangażowanie w GET miało i nadal ma wyłącznie charakter oportunistyczny. Posiadam akcje imienne, nie spekulowałem akcjami, nie zamierzam tego robić. Kupiłem je tanio. Nie byłem i nie jestem architektem rozwoju tej spółki. Pan Artur Staykov miał swoje plany związane z projektami farm wiatrowych i paneli słonecznych, którymi zainteresował niektórych inwestorów. W tym także i mnie. Jak rozumiem jednak, ze względu na brak możliwości szybkiego zrestrukturyzowania zobowiązań GET jego inwestorzy wycofali się z lokowania w tej spółce swoich projektów. To się zdarza. Paradoksalnie wierzyciele zapewne usztywnili się w gotowości do współpracy przy restrukturyzacji GET, licząc na szybkie spłacenie ich należności przez nowych strategicznych inwestorów. To zatrzymało restrukturyzację.

Akcjonariusze GET mogą jednak czuć się rozczarowani działaniami Staykova.

Dlaczego? Gdyby nie Staykov, GET byłby bankrutem. Trzeba być obiektywnym. Podjął się bardzo trudnego zadania. Spuścizna po poprzednim zarządzie to było wielkie wyzwanie. Tylko dzięki jego staraniom spółka dalej funkcjonuje. W procesie restrukturyzacji napotkał jednak problemy, z którymi nie był w stanie, jak rozumiem, poradzić sobie w tak krótkim czasie, czego oczekiwali inwestorzy, których Staykov zainteresował projektem. Pan Staykov specjalizuje się jednak w realizowaniu nowych projektów, a nie w klasycznej restrukturyzacji firm. Tak czy owak, dzięki niemu sytuacja GET jest dziś jednak o niebo lepsza niż rok temu. A rozczarował akcjonariuszy raczej chyba poprzedni zarząd, ale jak widać rynek ma krótką pamięć... Teraz zadania dokończenia restrukturyzacji spółki podjął się nowy zarząd. Po jej zakończeniu spółka wróci, mam nadzieję, do planów rozwijania nowej działalności. Czas pokaże, jakiej.

A jaką działalnością może zajmować się GET?

To zadanie dla nowego zarządu. Liczę, że do końca lutego przedstawi swoje plany i wtedy zdecyduję, czy będę je popierał.

A pan w ich określaniu nie bierze udziału?

Nie. Mam obecnie 15 proc. imiennych akcji GET kupionych po atrakcyjnej cenie. Są to akcje nienotowane na giełdzie, nie spekuluję nimi. Dla mnie to jedna z wielu inwestycji. Zważywszy na cenę, jej waga w moim portfelu jest pomijalna. Nigdzie mi się nie spieszy.

Czy jest pan powiązany z firmą Denfinal Limited, która praktycznie kontroluje GET?

To podmiot cypryjski, nie mam z nim żadnych związków.

A obecny zarząd GET?

Bez wątpienia ma poparcie Denfinal Limited. Czy jego członkowie są udziałowcami tej firmy, tego nie wiem.

Dlaczego odkupił pan akcje GET od emira Kataru, szejka Nasser bin Abdulrahman Al-Thani, skoro spółka wycofała się z pierwotnych planów i nie wiadomo, co teraz będzie robiła?

To nie był duży wydatek w skali mojego portfela. Poza tym papiery były stosunkowo tanie, więc jest szansa, że na nich nie stracę, a liczę na zarobek. Jak rozumiem, szejk Nasser cofnął swoje poparcie wizerunkowe i finansowe dla dalszej realizacji projektów OZE przez GET z uwagi na niezakończony proces restrukturyzacji.

W Librze Capital (dawny Hardex) pełni pan teraz funkcję członka zarządu. Kiedy spółka pozyska pierwsze projekty związane z OZE i czego konkretnie będą dotyczyły?

Pierwsze projekty powinny pojawić się w najbliższych miesiącach, tego oczekujemy od nowego prezesa (w ubiegłym tygodniu został nim wspomniany Artur Staykov – red.). Nie chcę mówić o żadnych konkretach, bo to kwestia przyszłości i w międzyczasie mogą się zdarzyć różne rzeczy. Osobiście wolę mówić o faktach. Gdyby nie wymogi informacyjne obowiązujące na rynku publicznym, to komunikatu o liście intencyjnym z Devolution EOOD w sprawie wspólnych działań w OZE w ogóle bym nie przekazywał.

Restrukturyzacji wymaga dziś Energomontaż-Południe. Ma pan w nim 5 proc. akcji. Czy ta spółka ma szanse uchronić się przed bankructwem?

Jej głównym kłopotem był udział w grupie kapitałowej PBG. Problemy spółki matki zaszkodziły i pogrążyły Energomontaż-Południe, poza tym te nieszczęsne krzyżowe poręczenia... Zadziałał efekt domina. Wejście w życie układu w PBG powinno ponownie odbudować zaufanie i wiarę, a co za tym idzie i wycenę Energomontażu-Południe. Największym atutem spółki są doświadczeni inżynierowie i wieloletnie kompetencje posiadane w zakresie budownictwa na rzecz sektora energetycznego. W zeszłym roku wykazywałem się inicjatywą w zakresie działań wspierających odbudowę wartości spółki. Nie zamierzam odpuszczać. Być może znowu wkrótce wystąpię z nowymi inicjatywami. Mam jednak tylko 5 proc., wszystko w rękach akcjonariusza wiodącego.

Mamy wreszcie otwarte postępowanie układowe. Wierzę, że wciąż można zbudować wartość wokół Energomontażu-Południe, mimo że sądowe postępowanie dotyczące otwarcia układu trwało aż osiem miesięcy. W tym czasie wszystko było zawieszone, to fatalny okres – okres degradacji pozycji, biznesu i wizerunku spółki. Swoją drogą, tak długa procedura sądowa to dowód braku odpowiedzialności. Taki stan niepewności nieuchronnie przybliżał spółkę do likwidacji, zamiast zakończonego sukcesem układu. W przypadku innych firm właściwe im sądy potrafiły zdecydować o otwarciu układu nawet w ciągu miesiąca.

Istotne udziały ma pan w Black Lion Fund. Myśli pan o ich sprzedaży?

To fundusz, który w średnim okresie zapewni akcjonariuszom stałą rentę i będzie praktycznie niewrażliwy na ogólną koniunkturę. Dziś realizuje głównie projekty deweloperskie, recyklingowe i medyczne. Spółka jest mocno niedowartościowana, ale wierzę, że jej czas nadejdzie i wycena wróci do poziomów odzwierciedlających jej faktyczną wartość. Z tego powodu dziś w ogóle nie rozważam ich sprzedaży.

Kierując Supernovą IDM Management, ma pan też wpływ na inne giełdowe spółki, chociażby na BBI Capital NFI. Jakie inwestycje na GPW planuje ten fundusz?

Od niemal roku nie jestem prezesem ani członkiem władz Supernova IDM Management. Obecnie nie jestem w żaden sposób zaangażowany ani powiązany z funduszem Supernova IDM. Rozstanie odbyło się w sposób polubowny. Przyczyną były różne wizje rozwoju tego funduszu.

W takim razie na akcjach jakich giełdowych spółek gra pan jeszcze osobiście lub poprzez powiązane firmy?

Nie jestem giełdowym graczem, mimo że tak jestem od dłuższego czasu postrzegany. Od kilku lat nie mam dostępu do bieżących notowań na GPW, kompletnie mnie to nie interesuje. Nie dokonuję transakcji spekulacyjnych. Inwestuję długoterminowo, giełda jest tylko jedną z platform, na których angażuję swój kapitał i czas. Staram się patrzeć na konkretne projekty.

Obecnie około 80 proc. mojej aktywności to inwestycje poza giełdą. Inwestuję w nieruchomości i to różnego rodzaju: mieszkaniowe, handlowe, biurowe, magazynowe. Ludzie muszą gdzieś mieszkać, sprzedawać produkty, świadczyć usługi, więc zapotrzebowanie na nie zawsze będzie. Dziś trudno jest zarabiać na nieruchomościach, ale nie mam żadnej presji, aby dokonywać szybkich transakcji. Inwestuję niemal wyłącznie ze środków własnych i unikam finansowania długiem, szczególnie krótkoterminowym. Kluczem do sukcesu jest selektywny dobór niewielkich projektów. Trzeba mierzyć zamiary na siły. Interesuję się rynkiem surowców odnawialnych i recyklingu. Inwestuję w spółki produkcyjne, takie jak chociażby Emalia Olkusz.

Zamierza pan którąś ze swoich prywatnych spółek wprowadzić na GPW i sprzedać jej akcje?

Dziś absolutnie nie mam takich planów. Uważam, że giełda to przede wszystkim miejsce, gdzie zaciąga się zobowiązania wobec nowych bardzo wymagających akcjonariuszy – inwestorów giełdowych. Debiutująca spółka, która pozyskuje kapitał z giełdy, zaciąga poważne zobowiązanie, musi odwzajemnić się zyskami, dywidendą i realnym wzrostem wartości. Dlatego zanim się „pójdzie" na giełdę, trzeba się dobrze zastanowić. Postrzeganie giełdy wyłącznie jako miejsca do swoistego „drogiego exitu" dla właścicieli spółek to kompletne nieporozumienie i prosta ścieżka do konfliktu i rozczarowań. Inna sprawa, że dziś wycena walorów na giełdzie w bardzo wielu przypadkach jest nieadekwatna do ich wartości. Dla przykładu kurs akcji Black Lion oscyluje w pobliżu 0,9 zł, gdzie NAV (wartość netto aktywów na jedną akcję – red.) jest kilka razy wyższy. To przyciąga inwestorów takich jak ja.

Posiada pan udziały w stosunkowo dużej liczbie spółek. Sam pan nimi zarządza?

Posiadam zarejestrowany na Cyprze podmiot o nazwie Superkonstelacja Limited. To przez niego od ośmiu lat inwestuję. Fundusz zatrudnia zespół specjalistów z Cypru, Polski i Chorwacji. To oni zarządzają inwestycjami. To pozwala mi znaleźć czas na aktywność menedżerską, jak miało to miejsce w przypadku Supernova IDM czy Libra Capital. Być może wkrótce ponownie podejmę nowe wezwanie w tym obszarze. Na razie kończę studia menedżerskie, każdemu polecam.

Czy w tym roku na GPW ceny akcji wzrosną?

Sądzę, że ten rok będzie stosunkowo dobry dla giełdowych graczy, i to mimo że nie oczekuję istotnego wzrostu gospodarczego w Polsce ani zbyt dobrych wyników finansowych notowanych spółek. Polska jest dobrze postrzegana, ale i my zaczynamy się mierzyć ze skutkami spowolnienia, tyle że z opóźnieniem względem reszty Europy. Mamy jednak mocne atuty, własna waluta, niskie koszty pracy i wciąż rosnąca wydajność.

W długotrwałą i silną hossę jednak nie wierzę. Ze względu na globalizację, rosnącą podaż „pustego" pieniądza, luzowanie ilościowe sądzę, że jesteśmy skazani na nowy trend – roczne lub co najwyżej dwuletnie cykle koniunkturalne. Hossa, a po niej bessa, będą zatem stosunkowo krótkie i płytkie. Czeka nas nieuchronnie „koniunktura inflacyjna". Warto się na to przygotować. Silnie dodatnia EBITDA, nisko lewarowana jest, była i będzie panaceum na wszelkie cykle koniunkturalne. Takich spółek wszystkim życzę.

Kursy akcji w większości spadały

Maciej Zientara jest obecnie członkiem zarządu Libry Capital oraz członkiem rad nadzorczych kilku innych firm, m.in. Bomi i Black Lion Fund. Posiada też ponad 5-proc. udziały w giełdowym Black Lion Fund, Elektromontażu-Południe, Green Eco Technology oraz Librze. Kursy ich akcji w ostatnim roku raczej taniały niż drożały. Największej przecenie uległy walory Elektromontażu-Południe, który w sierpniu złożył do sądu wniosek o upadłość układową. Na drugim biegunie znalazły się papiery GET. Te zyskiwały na wartości w oczekiwaniu na sukces prowadzonej restrukturyzacji i rozpoczęcia nowej działalności w zakresie realizacji projektów farm wiatrowych i paneli słonecznych.

Firmy
Zremb: kontrakty dla wojska procentują
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Firmy
Rurexpol do likwidacji
Firmy
Mercator na zakupach. W planach luksusowe apartamenty
Firmy
Klepsydra nie zamierza zwalniać tempa
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Firmy
Czy da się odpolitycznić spółki z udziałem Skarbu Państwa?
Firmy
Rząd chce zmobilizować kapitał do finansowania start-upów