Przebieg notowań na wczorajszej sesji sprzyjał tym inwestorom, którzy założyli, że niewielkie są szanse na rychłe pogłębienie przez indeksy na warszawskim parkiecie dołków z pierwszej połowy sierpnia. WIG20 kontynuował odbicie z piątku, zyskując 2,3 proc. i wspinając się powyżej 2300 pkt.
Niestety zwyżka notowań to efekt nie tyle wzmożonego popytu na mocno przecenione akcje, ile raczej wyczerpania się (przynajmniej chwilowego) podaży. Świadczą o tym stosunkowo niewielkie obroty. Dopiero tuż przed godziną 17 wartość handlu akcjami na GPW przekroczyła 500 mln zł, co jest niewielką liczbą, biorąc pod uwagę, że w poprzednich dniach normą były obroty sporo przekraczające 1 mld zł.
Sygnał ostrzegawczy?
Spadające obroty towarzyszyły także poprzedniej próbie odreagowania fali spadkowej. Jak się później okazało, był to wtedy sygnał ostrzegający przed nietrwałością zwyżki. Wystarczył wówczas jeden dzień (18 sierpnia), by została błyskawicznie zniwelowana spora część korekty wzrostowej.
Pozytywnego rozstrzygnięcia nie widać także na giełdach zachodnich. Co prawda część indeksów notowała wczoraj umiarkowane zwyżki (najwięcej zyskiwały parkiety we Włoszech i Hiszpanii), ale już np. niemiecki DAX nie miał siły na odbicie. Już w piątek indeks ten pogłębił niedawne dołki.
Stosunkowo słabo wciąż spisują się też małe spółki na GPW. Indeks sWIG80 zyskał wczoraj zaledwie 1,3 proc. To zwyżka mało adekwatna do skali niedawnej przeceny.