Na dzisiaj zaplanowano warsztaty na temat realizacji tzw. programu uwolnienia rynku gazu, który przygotowało Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo na podstawie wytycznych określonych przez Urząd Regulacji Energetyki. Podstawowym celem rozmów jest wypracowanie rozwiązań liberalizujących rynek, zwłaszcza w zakresie uwolnienia cen błękitnego paliwa, które będą satysfakcjonujące dla wszystkich jego uczestników. Dodatkowo potrzebne będą m.in. zmiany odpowiednich przepisów. Te powinny być gotowe najpóźniej w trzecim kwartale.
– Ministerstwo Gospodarki, URE, a jak sądzę także PGNiG, są zdeterminowane, aby od nowego roku częściowe uwolnienie cen gazu (tzn. dla firm) mogło stać się faktem – mówi Marek Woszczyk, prezes URE. Ze względu na rozbieżności pomiędzy uczestnikami rynku dotyczące np. sposobu i terminów oferowania gazu w ramach programu PGNiG nie wyklucza, że mogą powstać alternatywne rozwiązania.
Jedno z nich zakłada uwolnienie cen gazu z mocy prawa przy stworzeniu jednocześnie zabezpieczeń przed wywieraniem wpływu monopolu na ceny gazu (np. przez ustawowy obowiązek sprzedaży gazu poprzez giełdę). Inne rozwiązanie to stopniowe kreowanie płynnego rynku gazu na giełdzie towarowej i w konsekwencji uwolnienie cen gazu w obrocie hurtowym, a następnie stopniowo w kolejnych segmentach rynku – najpierw dla największych odbiorców, potem dla odbiorców mniejszych. – We wszystkich scenariuszach podstawowym zadaniem jest jednak utworzenie platformy obrotu, na której będzie możliwe swobodne i przejrzyste dokonywanie transakcji obrotu gazem – twierdzi Woszczyk.
W programie uwolnienia rynku PGNiG założono, że firma ta w latach 2013-2015 zaoferuje w ramach aukcji do 9,4 mld m sześc. gazu rocznie. To aż 70 proc. surowca sprzedanego przez spółkę w ubiegłym roku. Aukcje mają być przeprowadzone na Towarowej Giełdzie Energii na zasadach gwarantujących publiczny i równy dostęp wszystkim zainteresowanym firmom. Spółki, które kupiłyby surowiec, potem mogłyby nim swobodnie handlować.
Do uwolnienia cen gazu dla firm Polska została zobowiązana na podstawie unijnych dyrektyw już jakiś czas temu. Komisja Europejska wstrzymuje się jednak ze złożeniem na nasz kraj skargi do europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oczekując postępów. Jeśli ich nie będzie, grożą nam kary. – To mogą być dość dotkliwe sankcje finansowe, mierzone nawet w setkach tysięcy euro za każdy dzień naruszenia unijnej dyrektywy. Dziś jednak ważniejsze jest to, że Komisja Europejska zdaje się akceptować nasze działania zmierzające do liberalizacji rynku – twierdzi Woszczyk. W efekcie ryzyko wniesienia przeciwko Polsce pozwu wydaje się na razie małe.