Rzadko można obserwować tak spektakularny krach jak ten, do którego doszło w sierpniu w Argentynie. Merval, główny indeks giełdy w Buenos Aires, tąpnął 12 sierpnia aż o 30 proc., a w ciągu całego miesiąca stracił blisko 40 proc. Peso argentyńskie w ciągu jednej sesji straciło 15 proc. wobec dolara, a przez miesiąc około 20 proc. Kurs zbliżał się do 60 peso za dolara. Kurs CDS (instrumentów zabezpieczających przed bankructwem dłużnika) skoczył dla Argentyny w ciągu miesiąca z i tak już wysokiego poziomu 1 tys. pkt do 3,7 tys. pkt. Rynek ocenia ryzyko bankructwa Argentyny jako wyższe niż dla jakiegokolwiek innego kraju świata. A przecież dużym popytem cieszyły się argentyńskie obligacje stuletnie wyemitowane w 2018 r. Inwestorzy kupowali je, jakby ignorując to, że przez ostatnie 100 lat ten kraj bankrutował kilka razy. Teraz się ich pozbywają. Rentowność tych papierów skoczyła w sierpniu z 9,3 proc. do 14,9 proc. W środę władze ogłosiły, że będą próbowały się dogadać z częścią wierzycieli i Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie przedłużenia terminów spłaty części długów.
Co sprawiło, że ta wielka południowoamerykańska gospodarka tak mocno poczuła gniew rynków? Bezpośrednim impulsem do panicznej wyprzedaży argentyńskich aktywów były wyniki przeprowadzonych 11 sierpnia prawyborów prezydenckich. Obecny prezydent Mauricio Macri – dosyć lubiany przez inwestorów – zdobył w nich 32 proc. głosów. 47 proc. poparcia uzyskał natomiast Alberto Fernandez, kandydat koalicji Front dla Zwycięstwa. O ile osoba Fernandeza, prawnika specjalizującego się w sprawach gospodarczych i szefa prezydenckiego gabinetu w latach 2003–2008, sama w sobie nie powinna wzbudzać szczególnych kontrowersji, o tyle inwestorów wystraszyło to, że jego kandydatką na wiceprezydenta jest Cristina Fernandez de Kirchner, była prezydent, której rządy były długim pasmem konfliktów ze środowiskami finansowymi.
Arytmetyka wyborcza
Dlaczego jednak rynki tak wystraszyły jakieś prawybory, których wynik nie zmienia niczego we władzach w państwie? Bo są one najlepszym sondażem na temat tego, kto wygra prawdziwe wybory prezydenckie. Oddanie głosu w prawyborach jest obowiązkowe dla argentyńskich obywateli. Mogą oni wybierać pomiędzy różnymi partiami i kandydatami ubiegającymi się o nominację tych stronnictw. W tym roku dwa główne bloki wyborcze miały po jednym kandydacie na prezydenta: walczącego o reelekcję Macriego oraz Fernandeza, na którego plecach chce wrócić do władzy kontrowersyjna była prezydent. Gdyby w pierwszej turze wyborów prezydenckich (27 października) Argentyńczycy oddali głos tak jak w prawyborach, to Fernandez wygrałby już w pierwszej turze i 4 listopada niepotrzebna byłaby dogrywka.
Dlaczego jednak rynki tak bardzo boją się rządów duetu Fernandez i Kirchner? Cristina Fernandez de Kirchner rządziła Argentyną w latach 2007–2015, a rządy przejęła po swoim mężu Nestorze Kirchnerze, który kierował państwem w latach 2003–2007. Nestor Kirchner wyprowadzał Argentynę z bankructwa i miał sukcesy w naprawianiu jej gospodarki. Wypromował karierę polityczną swojej żony, by samemu rządzić z „tylnego siedzenia", ale niestety zmarł w 2010 r., a ekipa wdowy po nim znów wpędziła Argentynę w kryzys gospodarczy. – Polityka gospodarcza rządu pani Kirchner jest nadal świeżo w pamięci inwestorów. Gdy prezydent Macri przejął władzę w grudniu 2015 r. po 12 latach rządów Kirchnerów, gospodarka Argentyny przechodziła trudności, inflacja była wysoka, a poziom rezerw walutowych niski. Rządy pani Kirchner charakteryzowały się działaniami, które były negatywnie oceniane przez inwestorów, takimi jak kontrola importu oraz rezerw walutowych. Co więcej, kraj stracił dostęp do zagranicznych rynków kapitałowych z powodu prawnego impasu w kwestii skutków bankructwa z 2001 r. Po kilku miesiącach rządów Macri wycofał ograniczenia importu i kursu walutowego oraz zawarł porozumienie z wierzycielami pozwalające państwu na odzyskanie dostępu do zagranicznych rynków finansowych – przypomina Patricia Krause, analityczka firmy Coface.
Macri był wielką nadzieją zarówno dla środowisk biznesowych, jak i dla zwykłych Argentyńczyków zmęczonych długimi rządami klanu Kirchnerów. Trudno mu było jednak sprostać oczekiwaniom, zwłaszcza że otoczenie międzynarodowe nie było korzystne. Zeszłoroczna susza mocno uderzyła w argentyńskie rolnictwo (będące największym źródłem przychodów z eksportu), a ogólny odwrót inwestorów od rynków wschodzących (spowodowany zacieśnianiem polityki pieniężnej przez Fed) pogorszył sprawę. Argentyna miała w 2018 r. deficyt na rachunku obrotów bieżących wynoszący 5,4 proc. PKB, a to plasowało ją w gronie rynkowych „słabych ogniw". To skutkowało załamaniem kursu peso w kwietniu 2018 r. Argentyńska waluta od początku rządów Macriego straciła aż 76 proc. do dolara. Rząd szukał pomocy u Międzynarodowego Funduszu Walutowego i uzyskał linię kredytową opiewającą na 57 mld USD. W zamian musiał się jednak zobowiązać do cięć fiskalnych. Zgodnie z wytycznymi MFW deficyt budżetowy miał zostać wyeliminowany w 2019 r. Wysoka inflacja (54,4 proc. r./r. w lipcu 2019 r.), uderzająca w siłę nabywczą, cięcia fiskalne oraz pogorszenie koniunktury w światowym handlu okazały się fatalną mieszanką dla gospodarki. Kraj wszedł w 2018 r. w recesję. PKB spadł w pierwszym kwartale 2019 r. o 5,8 proc. r./r. Danych za drugi kwartał jeszcze nie ma, ale wskaźniki aktywności gospodarczej z ostatnich miesięcy wskazywały na ożywienie w wielu sektorach. Jak na razie nie jest ono jednak na tyle silne, by znacząco wzrosło poparcie dla Macriego. Co więcej, załamanie waluty zapewne przełoży się w nadchodzących miesiącach na pogorszenie koniunktury gospodarczej. Alberto Fernandez zdobywa poparcie m.in. postulatem renegocjowania umowy z MFW i krytyką podwyżek cen usług komunalnych. Za rządów Kirchner czasem też krytykował jednak jej politykę, m.in. nieudolne próby kontroli cen. Jaką będzie prowadził politykę po prawdopodobnym zwycięstwie wyborczym, nie jest do końca jasne, a kraj znajduje się w na tyle trudnej sytuacji, że pewnie będzie zmuszony zrezygnować z realizacji części programu. – Renegocjacja umowy z MFW może być skomplikowana, jeśli jego administracja przyjmie nieortodoksyjne podejście fiskalne – prognozuje Krause.