We wtorek na warszawskim parkiecie byki ponownie znalazły się w gronie przegranych. We wtorek na giełdy napłynęły dane o PKB w strefie euro w I kw. Wprawdzie chwilowo udało się uniknąć technicznej recesji, jednak przyszłość nie rysuje się w różowych barwach. Wzrost w regionie bazuje głównie na Niemczech, gdy tymczasem gospodarki Południa kurczą się. Dynamika PKB Włoch w ujęciu kwartał do kwartału wyniosła -0,8 proc., Hiszpanii -0,3 proc., a Portugalii -0,1 proc. A gospodarka Niemiec stoi przede wszystkim eksportem, w tym między innymi do reszty UE, więc pogorszenie koniunktury wydaje się wręcz nieuniknione. Recesja w Europie jest o tyle niebezpieczna, że może osłabić gospodarki, które będą się bronić przed zarażeniem grecką chorobą, gdy ta zdecyduje się opuścić strefę euro. Tymczasem, po ostatnich zawirowaniach politycznych wydaje się, że najstarsza demokracja świata już przekroczyła Rubikon. Do czerwcowych wyborów trudno sobie wyobrazić, żeby Grecja uchwaliła jakieś istotne ustawy, a tym bardziej żeby przeforsowała pakiet 77 ustaw koniecznych, by obniżyć deficyt o wymagane przez trojkę 5,5 proc. Bez reform zagrożona jest wypłata transzy ponad 30 mld euro pomocy, a administracja w Grecji już wcześniej sugerowała, że pieniędzy w kasie państwa wystarczy tylko do końca czerwca. Potem konieczne będzie ogłoszenie niewypłacalności lub opóźnienie wypłat pensji dla budżetówki i emerytur. Każda droga wróży katastrofę i ucieczkę Grecji ze strefy euro, której prawdopodobieństwo do końca roku gracze na giełdzie Intrade już teraz szacują na 43 proc. Ekonomiczne konsekwencje katastrowy w Grecji nie byłyby duże. Hellada nie dość, że odpowiada za zaledwie 2 proc. PKB strefy euro, to dodatkowo nie jest popularnym kierunkiem eksportu. Skutki dla rynków finansowych byłyby zapewne niebagatelne. Grecja zbankrutowałaby z liczącym ponad

100 miliardów euro długiem, a ucieczka depozytów pociągnęłaby za sobą kryzys sektora bankowego. Dodatkowo fala niewypłacalności greckich dłużników pociągnęłaby za sobą także banki z innych państw. Kluczowym zagrożeniem jest jednak efekt zarażania, który może w szybkim tempie dotknąć Włoch czy Hiszpanii. Tymczasem narzędzia do ich uratowania są wciąż niewystarczające. Ryzyko rozpadu strefy euro jeszcze nigdy nie było tak duże jak obecnie.