W tym czasie czerwony metal na giełdzie w Londynie potaniał o 2,5 proc., do 5,57 tys. USD za tonę. Licząc w naszej walucie, spadek rozpoczął się dopiero we wtorek i wyniósł zaledwie 0,9 proc., do 22,9 tys. zł za tonę. Jednak to przez pryzmat notowań w dolarze globalni inwestorzy postrzegają KGHM.

Inwestorzy najwyraźniej przystąpili do realizacji zysków, bo do 10 listopada, w zaledwie trzy tygodnie, miedź na LME podrożała o prawie 21 proc., do 5,6 tys. USD za tonę. Licząc w naszej walucie, wzrost sięgnął ponad 24 proc. Analitycy wskazywali, że nie ma fundamentalnych podstaw do tak gwałtownego wzrostu wycen surowca. Zwyżki nastąpiły po zwycięstwie Donalda Trumpa na fali spekulacji, że nowy prezydent USA postawi na inwestycje infrastrukturalne i globalny popyt na metal wzrośnie.

– Cena miedzi wciąż jest wysoka, jednak we wtorek pojawiły się sugestie, że taka sytuacja nie powinna potrwać długo. Menedżerowie spółek produkujących miedź, a także handlowcy na rynku tego metalu zgodnie twierdzą, że nadwyżka podaży miedzi utrzyma się przez kolejne dwa lata, a to ogranicza szanse kontynuacji dynamicznego wzrostu cen tego metalu – komentuje Dorota Sierakowska, analityk surowcowy DM BOŚ. – Szansą na zwyżki mogą okazać się większe wydatki na infrastrukturę w Chinach i USA, ale wciąż są to tylko spekulacje. W rezultacie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest podwyższona zmienność cen miedzi w 2017 r. – dodaje.

Na ubiegłotygodniowej konferencji wynikowej wiceprezes KGHM ds. finansowych Stefan Świątkowski powiedział, że wzrost ma charakter krótkoterminowego wybicia, niemniej w branży panuje optymizm, m.in obserwowany był wzrost premii fizycznych w Chinach (dodatkowy narzut doliczany w transakcjach handlowych do ceny giełdowej), co zazwyczaj jest symptomem rosnącego popytu.