Przepis na katastrofę po toruńsku

Po 44 latach żużlowy klub z Torunia, mający najpiękniejszy stadion w Polsce, spadł z Ekstraligi. Z hukiem.

Publikacja: 15.08.2019 12:41

Przepis na katastrofę po toruńsku

Foto: EAST NEWS

Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy rozpoczęły się kłopoty torunian. Czy było to już w 2014 roku, gdy 100 akcji klubu od jednego z najbogatszych Polaków Romana Karkosika kupił Przemysław Termiński? Budżet uległ wówczas zmniejszeniu, ale jeszcze dwa lata później zespół jeżdżący pod nazwą Get Well Toruń potrafił sięgnąć po srebrne medale. Później było już tylko stopniowe zbliżanie się katastrofy, bo tylko tak można nazwać sytuację, w której z ligi spada klub z solidnymi podstawami finansowymi, z najpiękniejszym żużlowym stadionem w Polsce.

Zaledwie trzy punkty

W 2017 roku Get Well utrzymał się dopiero w barażach. Dokonano więc rewolucji w składzie, stawiając na doświadczonych obcokrajowców, a pozbywając się m.in. doświadczonego Adriana Miedzińskiego, który w Toruniu jeździł od początku kariery. Efekt nie był zadowalający – drużyna i tak zawodziła, choć finalnie otarła się o play-offy. Przed bieżącym sezonem dokonano więc tylko jednej korekty, ale symbolicznej – w ślad za Miedzińskim oddano do Częstochowy Pawła Przedpełskiego, co oznaczało, że po raz pierwszy w składzie nie było ani jednego wychowanka na pozycji seniora. Rzecz nie do pomyślenia nawet w żużlu, gdzie najstarszy zawodnik, który nigdy nie zmienił klubu, ma 27 lat (Patryk Dudek w Falubazie Zielona Góra).

Rezultat przebił najczarniejsze prognozy. Jeśli w niedzielę, w ostatniej kolejce fazy zasadniczej, Get Well nie powiększy swojego dorobku punktowego w meczu z Falubazem, będzie najgorszą drużyną Ekstraligi od 2008 roku, gdy spadła z niej Unia Tarnów po zdobyciu ledwie dwóch punktów. Torunianie mają trzy – zdobyte na Stali Gorzów na przełomie maja i czerwca. Niektórzy wieszczyli wówczas, że to początek odbudowywania się zespołu. Z perspektywy czasu widać, że był to akurat moment, w którym w swój kryzys wpadała Stal – również do niedawna potentat, który z powodu zawirowań finansowych zmuszony był do osłabienia składu i również ma w tym roku spore problemy. Ale nie takie, jak żużel w Toruniu.

Choć odrobina wstydu...

Eksperci są zgodni, że przyczyną spadku Get Well są personalia – np. zaufanie po raz kolejny byłemu mistrzowi świata Chrisowi Holderowi, który ostatnio formę prezentował dobrych kilka lat temu. Ale to tylko powierzchowne wnioski, bo skoro tak, to dlaczego do Torunia nie udaje się ściągnąć lepszych zawodników. Na problem zwracał uwagę w niedawnym magazynie PGE Ekstraligi w nSport+ Krzysztof Cegielski, były zawodnik, obecnie szef stowarzyszenia Metanol – swoistego związku zawodowego żużlowców. W Toruniu jeździli niegdyś wybitni zawodnicy, ale z jakiegoś powodu nie zakochali się w tym mieście. Być może powodem są ostre wypowiedzi Przemysława Termińskiego w mediach pod adresem byłych zawodników albo fakt, że w żadnym innym zespole żużlowcy nie pozwalają sobie tak często na publiczną krytykę decyzji menedżera (zresztą już trzeciego w ciągu trzech lat).

Nie ma też perspektyw, jeśli chodzi o szkolenie – do Torunia ściąga się już nie tylko seniorów, ale nawet młodzieżowców. W 2008 roku, gdy zespół występował pod nazwą Unibax (jedna z firm Karkosika) i po raz ostatni wygrywał Ekstraligę, wychowankowie stanowili połowę składu.

– To nie jest dobre, jeśli drużyna jest budowana na samych obcych nazwiskach – mówił w ostatnią niedzielę w nSport+ Tomasz Gollob, który sam przez dwa lata jeździł w Toruniu, ale jeszcze za czasów Karkosika, a nie Przemysława Termińskiego. Z kolei kiedy już po spadku portal Sportowe Fakty zapytał menedżera klubu Adama Krużyńskiego, czy w I lidze zespół czeka rewolucja kadrowa, ten stwierdził, że „drużyna powinna mieć charakter, i to na dodatek toruński charakter".

– Musimy myśleć o tym, jak spowodować, żeby ta drużyna była bardziej toruńska i żeby po meczu, który się przegrywa, miała w sobie odrobinę wstydu i będzie walczyła o to, żeby te barwy, które zawodnicy na sobie wożą, były uszanowane w odpowiedni sposób, ich postawą – mówił Krużyński po laniu, jakie Get Well Toruń dostał w Lesznie od mistrzów Polski (przegrał 26:64). Dodał też, że chciałby powrotu torunian jeżdżących obecnie dla Włókniarza Częstochowa. – Jeżeli mamy zrobić odbudowę i ma to być zespół toruński, to naturalne, że powinni być w naszej drużynie – przekonywał.

Co z tego, skoro zapowiedzi są kalką słów Termińskiego z 2014 roku? Prezes firmy brokerskiej FST-Management, a od 2015 roku także senator Platformy Obywatelskiej, po wykupieniu udziałów od Karkosika deklarował w specjalnym oświadczeniu: „Przyszłością tego projektu są torunianie na trybunach MotoAreny oglądający torunian walczących na torze. Do tego potrzebna jest jednak konsekwentna praca z młodzieżą, która w Klubie poczuje oparcie i stabilizację. W tym celu Spółka zapewni młodym talentom sprzęt i system stypendialny, umożliwiający najlepszym skoncentrowanie się w pełni na żużlu. Przykład Pawła Przedpełskiego pokazuje, że w oparciu o młodych, lokalnych zawodników można zbudować ten Klub".

Antyrekord frekwencji

Zamiast „lokalnych" zawodników kibice oglądali jednak w Toruniu zaciężną armię. I jej nie polubili. Frekwencja na meczach wyraźnie spadła, przez co spadły też dochody klubu. W tym sezonie na mecz Get Well przychodziło średnio niecałe 8 tys. kibiców. Mniej śledziło tylko mecze GKM Grudziądz, ale tamtejszy stadion może pomieścić 8 tys., tymczasem piękna toruńska MotoArena jest dwa razy większa. Do Torunia należy też tegoroczny antyrekord frekwencji – na ostatnie domowe starcie ze Spartą Wrocław pofatygowało się nieco ponad 5 tys. widzów. Frekwencja jest o tyle ważna, że istotnie wpływa na budżet klubu – szacuje się, że zysk z biletów finałowego meczu play-off przekracza milion złotych (z samych biletów).

Powrót do historycznej nazwy

O ile dwa fundamenty finansowania klubu – wsparcie od miasta i sponsorów – mogą pozostać na podobnym poziomie, o tyle oprócz biletów po spadku klub z Torunia straci poważne pieniądze z umowy telewizyjnej. PGE Ekstraliga podpisała niezwykle korzystny trzyletni kontrakt na pokazywanie meczów w stacjach nSport+ i Eleven. Osiem zespołów Ekstraligi co roku ma od telewizji do podziału 20 mln zł, tymczasem z właśnie negocjowanej umowy cała I liga wyciśnie maksymalnie 2 mln. Tymczasem Get Well miał w tym roku prawdopodobnie drugi najwyższy budżet w Ekstralidze.

Nic dziwnego, że szefostwo klubu zapowiada walkę o jak najszybszy powrót do elity. Magnesem, który ma przyciągnąć kibiców w I lidze, jest powrót do historycznej nazwy – prawdopodobnie chodzi o Apator, choć Termiński nie ujawnił jeszcze szczegółów. Firma ta, produkująca aparaturę elektryczną, wycofała się ze sponsoringu w 2006 roku, ale i po tej przerwie wciąż jest kojarzona z żużlem.

Przez lata kibiców „czarnego sportu" elektryzowały derby między zespołami z Bydgoszczy i Torunia. Polonia jednak w ostatniej dekadzie stoczyła się na samo dno i dopiero teraz, przy pomocy Tomasza Golloba, powoli wychodzi na prostą ze sporymi szansami na awans do I ligi. Nikt się nie spodziewał, że spotka tam lokalnego rywala.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje