Amerykańska Securities and Exchange Commission zagina parol na podmioty działające na rynku kryptowalut. Niedawno giełda Kraken zgodziła się na zapłatę 30 mln dolarów ugody w związku z wadliwym oferowaniem usługi tzw. stakingu, czyli czasowego zablokowania coinów celem wsparcia sieci, co generuje pasywny dochód (rozwiązanie przypominające lokatę w banku). Co więcej, SEC zapowiedziała też pozwanie Paxos Trustu, co już uderzyło w stablecoina Binance USD. W tle tych wydarzeń jest jeszcze wojna w Ukrainie oraz napięcia na linii Chiny–USA. Jak to wszystko wpływa na rynek?
Niewzruszeni wojną
W ostatnich dniach w Ukrainie rozpoczęła się rosyjska ofensywa, która wywołała przecenę rodzimych aktywów oraz odpływ gotówki z aktywów ryzykownych, głównie do dolara. Tymczasem w tym tygodniu notowania bitcoina zyskały niemal 13 proc. i sięgnęły 24,6 tys. dolarów, poziomu, który ostatnio widziany był w październiku ubiegłego roku. – Wydaje się, że na szeroki rynek finansowy ofensywa wojsk agresora już tak nie oddziałuje jak kilka miesięcy temu. Obecnie jest to czynnik lokalny, co było dość dobrze widoczne, gdy złoty na wartości tracił, a kurs pary EUR/USD pozostawał stabilny bądź piął się w górę. To może pokazywać, że światowi inwestorzy nie widzą już tutaj dużego ryzyka i podobnie może to mieć odniesienie do bitcoina – komentuje dla „Parkietu” Daniel Kostecki, analityk CMC Markets. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta także w relacjach Chin i USA. Ostatnie zamieszanie dotyczące potencjalnych szpiegowskich balonów zachwieją notowaniami? – Nie sądzimy, by geopolityka była w tym momencie czynnikiem ważnym dla kryptowalut. Ryzyko jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego między USA a Chinami jest marginalne, a sprawa „balonów szpiegowskich” to naszym zdaniem zwykły szum informacyjny, który nie przełoży się w żaden sposób na zachowanie głównych klas aktywów, choć może być wpisywany w lekką korektę na giełdach azjatyckich – twierdzi Kamil Cisowski, dyrektor analiz i doradztwa inwestycyjnego w DI Xelion.
Podobnego zdania są inni eksperci. Większych problemów upatrują m.in. w odpływie kapitału, który jest potrzebny do kolejnej hossy czy danych z amerykańskiej gospodarki. – Inwazja Rosji na Ukrainę nie wydaje się mieć znaczącego wpływu na rynek kryptowalut, który boryka się z fundamentalnymi problemami. Należy do nich brak napływu nowych środków. Wartość stablecoinów, czyli kapitalizacja bazy monetarnej, spada tu kolejny miesiąc z rzędu i jest już o 22,6 proc. mniejsza niż przed rokiem oraz o 1 proc. skromniejsza niż miesiąc temu – zauważa Grzegorz Dróżdż, analityk Conotoxia (usługi inwestycyjnej Cinkciarz.pl). Inflacja w USA wyhamowała w styczniu z 6,5 proc. do 6,4 proc., co było jednak powyżej prognoz ekspertów, którzy spodziewali się odczytu na poziomie 6,2 proc. Co więcej, sprzedaż detaliczna w Stanach Zjednoczonych podskoczyła w pierwszym miesiącu roku o 3 proc., po tym jak w grudniu spadła o 1,1 proc. Te wszystkie dane sugerują, że gospodarka jest mocna, mimo wzrostu stóp procentowych. Fed może być więc zdania, że podwyżki należy kontynuować. – Na rynek kryptowalut może wpływać to na wiele sposobów, ponieważ wysokie stopy procentowe ściągają płynność z rynków. Fundusze venture capital niechętnie będą angażować się w ryzykowne przedsięwzięcia wobec rosnących kosztów finansowania i obsługi długu – mówi Eryk Szymd, analityk XTB.
Rosnące notowania bitcoina, a także ethereum czy BNB sugerują, że na razie rynek nie do końca dopuszcza realizację scenariusza dłużej utrzymujących się wysokich stóp procentowych. – Inflacja w Stanach Zjednoczonych okazała się wprawdzie nieco wyższa od prognoz, ale rynki wydają się ignorować możliwe dalsze podwyżki stóp procentowych przez Fed. Może to być o tyle istotne, że kryptowaluty, będące „dziećmi” niskich stóp procentowych, zdają się dziś mocno zależne od polityki banków centralnych. Dopóki jednak na rynek kryptowalut nie napłyną nowe środki, dopóty ciężko będzie o początek nowej hossy – uważa Dróżdż.