Kursy akcji tąpnęły przy zwiększonych wolumenach. Załamały się też ceny surowców, w tym – co jest chyba największą niespodzianką – złota. Inwestorów ogarnęło poczucie nieuchronności kontynuacji bessy oraz bezsilności bankierów centralnych i polityków przed nadchodzącym spowolnieniem (recesją? kryzysem?).
W kraju wydarzeniem bez precedensu była piątkowa interwencja banku centralnego i Ministerstwa Finansów na rynku złotego. Nasza waluta gwałtownie traciła na wartości przez cały tydzień i dopiero sprzedaż euro przez bank centralny zastopowała tę niefundamentalną deprecjację. Ostatnie osłabianie złotego nie ma bowiem zdroworozsądkowego uzasadnienia. Natomiast dzięki takiemu
zachowaniu naszej waluty już dziś można założyć, że powtórzy się scenariusz z poprzedniego kryzysu – Polska w relatywnie niewielkim stopniu odczuje pogorszenie koniunktury w globalnej gospodarce.
Piątkowa interwencja dodała inwestorom nieco nadziei. W efekcie indeksy na warszawskiej giełdzie odrobiły część strat. Nie inaczej było na wczorajszej sesji. Po bardzo słabym otwarciu, spowodowanym wyprzedażą na rynku surowców, późniejszy przebieg notowań był zupełnie pozytywny. Najbardziej rosły mocno przecenione ostatnio blue chips, takie jak Orlen, PKO BP i Pekao.
Ostatnie wydarzenia spowodowały, że grono osób liczących na średnioterminową poprawę sytuacji na rynkach stopniało do bardzo wąskiej grupy. Najwięksi optymiści wskazują jeszcze na takie argumenty, jak mocne zachowanie rynku amerykańskiego (obronę wsparcia) czy już dużą skalę przeceny na innych giełdach (od początku roku wiele indeksów straciło po ponad 20 procent) i konieczność odreagowania.