Historia Supry zaczyna się od modelu Celica. Produkowany od 1970 roku był głównym sportowym autem w gamie marki. Gdy jednak konkurencyjny Nissan wprowadził znakomity model Datsun Fairlady Z, poza ojczyzną znany jako 280Z, Toyota musiała szybko pokazać swoje pazurki. Jej odpowiedzią była właśnie Supra. Zadebiutowała w 1978 roku. Nie była to nowa konstrukcja, ale ulepszona wersja Celiki w nadwoziu liftback. Ta sytuacja dotyczyła trzech pierwszych generacji Supry. Ich pełna nazwa brzmiała w związku z tym Toyota Celica Supra, a w chwili japońskiej premiery prezentowano wóz pod nazwą Celica XX.
Najważniejszą zmianą były większe silniki – wyłącznie benzynowe motory R6, niektóre z turbodoładowaniem. Przenosiły moc na tylną oś. By zmieścić pod maską sześciocylindrowe rzędowe jednostki, konieczne było przedłużenie przodu auta. Tylny pas pozostał bez większych zmian. Pierwsze silniki (R6 2.6 SOHC w USA i R6 2.0 SOHC w Japonii) miały po 112 KM i wyposażono je we wtrysk paliwa. Standardem były hamulce tarczowe na obu osiach. W 1980 roku zrobiono lekki facelifting i dodano motor turbodoładowany o mocy 147 KM.
Wraz z kolejnymi generacjami poprawiało się wyposażenie (m.in: elektrycznie odsuwane szyby, centralny zamek, elektrycznie ustawiane lusterka zewnętrzne, klimatyzacja, tempomat) i rosły moce silników (do 180 KM w drugiej wersji Supry, do 280 KM w jej trzeciej odsłonie i do aż 324 KM w czwartej). Dodajmy, że właśnie od czwartej generacji Supra stała się osobnym modelem. I zarazem ostatnim na długie lata. Była wytwarzana do 2002 roku. W 2019 pojawiła się piąta odsłona kultowego modelu.
Do starszych wersji zapewne jeszcze wrócimy, ale dziś zatrzymajmy się przy Suprze nr III, której piękny egzemplarz pojawił się w ofercie ekipy Klasykagatunku.pl. To znakomicie utrzymana Toyota Supra 3.0 Turbo z 1988 roku, wyposażona w trzylitrowy silnik o mocy 238 KM i manualną skrzynię biegów. Przyjechała z Włoch, gdzie klimat służy samochodom. To widać gołym okiem. W dodatku odkupiona została bezpośrednio od pierwszego właściciela, który na swój wóz chuchał i dmuchał. Świadczy o tym też wnętrze ze skórzaną tapicerką – kompletne, bez widocznych śladów zużycia.
„Na zakup takiego samochodu w tamtych czasach niewielu Włochów mogło sobie pozwolić ze względu na 38-proc. podatek, jak i coroczne wysokie opłaty od każdego centymetra sześciennego pojemności silnika powyżej 2000 ccm" – czytamy w opisie i już rozumiemy, skąd szczególna troska właściciela. Jeśli chcemy być kolejnym, wystarczy, że wyskrobiemy około 75 tys. zł. Około, bo to cena do negocjacji.