Tak silne zachowanie rynku za oceanem jest wprawdzie zgodne z zachowaniem giełdowych indeksów w Europie Zachodniej (np. niemieckiego DAX), ale mocno kontrastuje ze słabszą koniunkturą na rynkach wschodzących. Kilka miesięcy wcześniej inwestorzy na całym świecie przede wszystkim koncentrowali uwagę na emerging markets, które wydawały się lokomotywami ożywienia gospodarczego na świecie. Wystarczyły trzy podwyżki stóp procentowych w Chinach i nowe rynki znalazły się w niełasce.
Mocne zachowanie amerykańskich akcji także nie koresponduje ze wzrostem ryzyka geopolitycznego w północnej Afryce i potencjalnie na Bliskim Wschodzie. Na razie wprawdzie sytuacja wygląda na opanowaną, a główną ofiarą wydaje się być egipska gospodarka, która w tym roku znacznie ucierpi, ale rozwój wydarzeń w tak zapalnym regionie może się okazać mało przewidywalny, co prawdopodobnie odbiłoby się echem na rynkach finansowych.
Polscy inwestorzy – na razie – w niewielkim stopniu korzystają z dobrej koniunktury na Wall Street. Nasze giełdowe indeksy (poza sWIG80) od trzech miesięcy znajdują się w trendzie bocznym. Blue chips przeszkadza potencjalna podaż akcji ze strony Skarbu Państwa. Lepiej zachowują się natomiast niektóre mniejsze i średnie spółki, które pomimo upływu zaledwie kilku tygodni od początku roku, zdążyły podrożeć o kilkadziesiąt procent.
W najbliższych dniach/tygodniach uwaga inwestorów będzie skierowana na wyniki finansowe za IV kwartał. Początek okresu raportowania był udany. Kilka banków, które już zdążyły podać swoje rezultaty, zaskoczyło in plus.
Również perspektywy na bieżący rok prezentowane przez zarządy były dość optymistycznie, co daje podstawy do oczekiwania poprawy wyników finansowych w kolejnych kwartałach. Jeśli zatem dobra passa amerykańskiego rynku byłaby kontynuowana, są fundamentalne podstawy do dalszego wzrostu cen polskich akcji.
Gorzej, jeśli na nowojorskiej giełdzie przyjdzie czas na realizację zysków…