W pierwszych minutach popyt próbował podnieść ceny i odrobić straty z piątku, ale nie udało się. Zamiast tego jeszcze przed południem rynek poddał się presji podaży. Pojawiły się nowe minima sesji, a co ważniejsze, spadek zaprowadził ceny kontraktów pod poziom minimum z piątku. Tym samym przecena, która trwa od czwartku, została pogłębiona. To pociąga za sobą kolejne wnioski. Skoro popyt nie ma siły do walki o wyższe ceny, to jest całkiem prawdopodobne, że dojdzie wkrótce do testu poziomu dołka z 25 czerwca. To wtedy zakończyła się kolejna mała, choć wtedy największa, korekta spadkowa w trwającym od końca maja wzroście. Przełamanie tego dołka byłoby sygnałem zakończenia tego wzrostu.
Zakończenie wzrostu oznaczałoby powrót do spadków, a więc byłaby podstawa do zmiany nastawienia w średnim terminie z neutralnego na negatywny. Takie zresztą było założenie, zanim ta korekta wzrostowa się pojawiła.
Test tego dołka może mieć miejsce już dziś. Taką przynajmniej opcję trzeba wziąć pod uwagę tylko z racji dziennej zmienności. Poziom wsparcia jest wystarczająco blisko, by go osiągnąć w trakcie zwykłej sesji. Tymczasem prawdziwy atak powinien doprowadzić do wyraźnego pokonania dołka. Najlepiej, by taka zmiana była poparta zwiększoną aktywnością. Wczorajsza była niska i właśnie z tego powodu pojawienie się sygnału już wczoraj byłoby podejrzane.
Jeśli pojawi się skuteczny sygnał, to gdzie rynek może zawędrować? Powrót do nastawienia negatywnego zakłada spadek pod dotychczasowe dołki z maja. Niemniej warto obserwować zmiany cen w okolicy konsolidacji z przełomu maja i czerwca. Jeśli rynek zdoła zawrócić w tej okolicy, możemy być świadkami kolejnej fali wzrostów, która prawdopodobnie skutkowałaby pokonaniem dotychczasowych szczytów. To jednak przyszłość, i to wcale nie taka pewna.