Jak rewolucja francuska wpłynęła na tempo wzrostu gospodarczego na świecie? Jest za wcześnie, aby to ocenić.
Co się stanie, gdy zapyta się dziesięciu ekonomistów o zdanie na jakiś temat? Usłyszy się jedenaście różnych odpowiedzi.
Pierwsze prawo ekonomii: na każdego ekonomistę przypada inny ekonomista o przeciwstawnych poglądach. Drugie prawo ekonomii: obaj się mylą.
Takie dowcipy znają nawet ludzie, którzy nie potrafią z nazwiska wymienić żadnego ekonomisty. Wydźwięk tych żartów dobrze oddaje dość powszechne przekonanie, że przedstawiciele tej profesji są niezdolni do wypracowania wspólnego stanowiska. O czym to świadczy? Że w ekonomii nie ma praw. A jeśli nie ma praw, to ekonomia nie jest nauką w takim sensie, w jakim jest nią np. fizyka, chemia czy medycyna. Ten argument pojawia się co roku w dyskusjach na temat nagród Nobla jako wyjaśnienie, dlaczego Alfred Nobel nie przewidział w swoim testamencie wyróżnienia dla ekonomistów. To, które przyznaje im Szwedzka Akademia Nauk i które powszechnie nazywa się ekonomicznym Noblem, to formalnie Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych. Została ufundowana ponad 70 lat po śmierci patrona przez szwedzki bank centralny. Nie jest to żadna tajemnica. Ale to, że ekonomiści są nagradzani w tygodniu noblowskim i jest w to zaangażowana ta sama instytucja, która przyznaje laury przedstawicielom nauk ścisłych, może sugerować, że ekonomia również jest nauką ścisłą, a nie społeczną. A nauki ścisłe cieszą się większą renomą i wiarygodnością niż nauki społeczne.
Przekonanie o „nienaukowości" ekonomii bierze się m.in. stąd, że na gruncie tej dyscypliny nie da się prowadzić powtarzalnych eksperymentów w dających się kontrolować warunkach. Nie można wybrać dwóch identycznych grup podmiotów – np. państw, firm lub ludzi – aby sprawdzić, czy jakaś interwencja w jednej z nich doprowadzi do istotnych różnic względem drugiej, w której tej interwencji nie wprowadzono. Nie można na przykład gwałtownie obniżyć stopy procentowej w połowie identycznych pod każdym innym względem państw albo skrócić tygodnia pracy połowie ludności kraju. Takie badanie byłoby trudne z powodów organizacyjnych, finansowych oraz etycznych. A równolegle do zmian, których konsekwencje badacze chcieliby poznać, zachodziłoby prawdopodobnie wiele innych, które zamazywałyby obraz.