Pożar tlił się już od ponad roku, ale pod koniec listopada wybuchł z całą mocą. Prokuratorzy i pracujący dla nich biegli przeglądali księgi rachunkowe jednego z największych włoskich klubów piłkarskich. Podobno mają też w ręku podsłuchy, z których wynika, że transfery dokonywane przez Juventus w ostatnich latach nie były kryształowo uczciwe. Klub, złapany przez włoskich obrońców prawa za obie ręce, twierdzi zgodnie z dobrze znaną zasadą, że to nie jego ręce i wszystko, co wpisywał w tabele excelowe, było zgodne z zasadami rachunkowości. Jednak do dymisji podał się cały zarząd z prezesem Andreą Agnellim, wiceprezesem Pavlem Nedvedem i dyrektorem generalnym Maurizio Arrivabene. Zwłaszcza dwa pierwsze nazwiska są głośne i mocno kojarzone z Juventusem.
Pierwszy to kolejny przedstawiciel rodu Agnellich, który rządzi klubem od ponad 100 lat. Sam Andrea przyczynił się do ostatnich, wielkich sukcesów Starej Damy, czyli dziewięciu z rzędu tytułów mistrza Włoch w latach 2012–2020. Nedved występował w Turynie przez wiele sezonów, był tam gwiazdą i jednym z ulubieńców kibiców. Teraz, jeśli zarzuty się potwierdzą, będą się też kojarzyli z jednym z największych skandali i kryzysów w historii klubu.
Wielowątkowa sprawa
Andrea Agnelli objął w Juventusie rządy w 2010 roku, czyli cztery lata po wybuchu związanej z ustawianiem meczów afery Calciopoli, która zepchnęła legendarny klub do Serie B i spowodowała utratę dwóch tytułów mistrza kraju. Można powiedzieć, że niewiele go to nauczyło. Teraz wprawdzie nikt nie zarzuca klubowi, że przekupywał sędziów albo rywali, żeby wygrywać na boisku, ale też nie grał uczciwie i to, paradoksalnie po to, żeby spełnić wymogi finansowego fair play.
Włoski regulator giełdowy przygląda się m.in. transferom dokonywanym przez klub, które miały sztucznie zawyżać przychody Juventusu oraz porozumieniom z piłkarzami z czasu covidowego lockdownu. Zawodnicy mieli się rzekomo zrzec czterech miesięcznych pensji. Według osób prowadzących dochodzenie tak naprawdę tylko jeden przelew został wstrzymany – pozostałe, po cichu, trafiły na konta zawodników. Sprawa jest tym bardziej poważna, że Juventus to spółka giełdowa i nieścisłości w księgach rachunkowych mogą wprowadzać w błąd potencjalnych inwestorów, narażając ich na poniesienie straty.
Regulator giełdowy złożył zawiadomienie do prokuratury, a włoscy śledczy zabrali się za gromadzenie dowodów. Przyglądali się finansom Starej Damy od roku, a w październiku prokurator poprosił nawet o areszt domowy dla Agnellego, jednak ten wniosek został odrzucony przez sędziego, który uznał, że nie zachodzi ryzyko ucieczki ani mataczenia. Zarzuty brzmią jednak bardzo poważnie, bo dochodzić mogło do fałszowania sprawozdań, manipulowania rynkiem, utrudniania wykonywania obowiązków organom nadzoru czy też wytwarzania dokumentów dotyczących nieistniejących transakcji.