Stadion imienia firmy

Już wkrótce jakieś pół Polski będzie się zajmować oglądaniem prawie co tydzień Pucharu Świata w skokach oraz krzyczeć „Leć Kamil/Krzysztof/Maciek/Janek/Piotrek (niepotrzebne skreślić), leć!", ewentualnie pomstować na niesłuszne zwycięstwa biegaczek narciarskich z Norwegii nad Justyną naszą kochaną Kowalczyk, która cierpiąc na ujawniony publicznie przewlekły ból piszczeli zyskała dodatkowe moralne prawo zwyciężać Marit Bjoergen i Therese Johaug zawsze i wszędzie.

Publikacja: 29.11.2013 09:25

Stadion imienia firmy

Foto: Archiwum

Tymczasem świat usłyszawszy te nasze krzyki i narzekania wzruszy ramionami, a tylko niektórzy może zapytają, czy skoki i biegi po śniegu to jest jakiś porządny biznes. Z punktu widzenia naszych gwiazd sportów zimowych, chyba nawet jest, w końcu sponsorzy ostatnio im sprzyjają. Z punktu widzenia budowniczych obiektów igrzysk w Soczi też, bo droższej olimpiady zimowej to już chyba nigdy nie będzie, nawet w rozrzutnym mieście królewskim Krakowie w 2022 roku (gdyby jakimś cudem tam wówczas trafiła).

Na lotach skoczków i biegach Justyny da się więc na pewno zarobić, lecz przecież nie tyle, co w piłce kopanej, która dzięki podgrzewanym boiskom i łaskawej pogodzie gra teraz w zimowej Europie jak latem. Patrząc zatem na mecz Ligi Mistrzów Real Madryt – Galatasaray Stambuł myśli człowiek, czego tym królewskim jeszcze brakuje. Trybuny Estadio Santiago Bernabéu pełne, Turcy pokonani jak dzieciaki z podwórka, nawet bez wprowadzenia na boisko żwawego zawodnika znanego jako CR7, a władcy klubu i tak szukają sposobu, by ściągnąć jakieś drobne 300–350 mln dolarów na przebudowę stadionu Realu. By był większy, jeszcze bardziej komfortowy, nowocześniejszy i lepiej podkreślał światową markę, jaką stał się Real M. i jego dzielni chłopcy w krótkich spodenkach.

Sposób na te pieniądze właściwie już został wymyślony, jest nim dodanie do istniejącej nazwy stadionu, a raczej do nazwiska dawnego prezesa, jeszcze jednego przydomka. Estadio Santiago Bernabéu China Construction Bank – stwórzmy sobie roboczy przykład, albo JPMorgan Chase Estadio Santiago Bernabéu, żeby znów nie sięgać z dołu rankingu „Forbesa".

Sugestia amerykańska jest nieprzypadkowa, bo ponoć właściciele klubu rozmawiają już w USA z kilkoma odpowiednimi firmami, ale w przerwach między sesjami negocjacji rzucają okiem także na obiecujący rynek chiński.

Warunki wstępne są znane: 25 mln dol. rocznie za dodanie nazwy, czas umowy 14–15 lat. W sumie ma wystarczyć prawie na całą przebudowę, której koszt szacuje się na 400 mln dol. Może jeszcze za te pieniądze klub zgodzi się na jakieś nawiązania architektoniczne do marki nazwodawcy, to sprawa do dyskusji.

Obecni partnerzy Realu: Fly Emirates, Audi, Turismo de España, BBVA i Bwin widoczni są na koszulkach piłkarzy, ale widok dumnego logo na murach przy Avenida de Concha Espina 1 to jednak coś zupełnie innego. Estadio Santiago Bernabéu KGHM Polska Miedź SA?

Tak, oglądanie meczu Realu z Galatasaray i oderwanie się od nadwiślańskich wyzwań narciarskiej zimy, poniosło mnie stanowczo za daleko.

[email protected]

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę