Na początku roku zakładaliście, że w tym roku Polskę czeka solidne odbicie PKB, o około 4,5 proc. Przy tym jednak spodziewaliście się, że I kwartał będzie jeszcze słaby, a ożywienie zacznie się w II kwartale. Czy w świetle tego, co wiemy o stanie gospodarki w pierwszych miesiącach roku i o sytuacji epidemicznej, ten scenariusz pozostaje aktualny?
Już jesienią zdawaliśmy sobie sprawę, że początek br. będzie słaby. Wtedy było widać, jak mocno się rozpędziła druga fala epidemii. Założyliśmy więc, że skoro w sezonie chorobowym wirus tak mocno atakuje, to sam z siebie nie zniknie na początku 2021 r. Mieliśmy już wprawdzie informacje o dostępności szczepionek, ale też było wiadomo, że musi upłynąć kilka miesięcy, zanim one coś zmienią. Przyjęliśmy, że w I kwartale PKB zmaleje o około 2 proc. rok do roku, a w stosunku do IV kwartału minimalnie wzrośnie. I to nadal jest sensowne założenie. Natomiast zmienia się nasza ocena II kwartału. Nasz scenariusz makroekonomiczny na ten rok zatytułowaliśmy nawet „Byle do wiosny", bo sądziliśmy, że wraz z ociepleniem sytuacja epidemiczna się poprawi, a restrykcje będą łagodzone. Teraz wiemy, że dzień przed pierwszym dniem wiosny rozpocznie się nowy lockdown. Obecnie zakładamy, że w drugiej połowie II kwartału ograniczeń już nie będzie, a II kwartał będzie podobny do I kwartału. Ale liczymy się z tym, że rząd jeszcze zaostrzy restrykcje. Już teraz widać, że ta fala epidemii rozpędziła się bardziej od drugiej i dominują w niej bardziej zakaźne, trudniejsze do opanowania mutacje wirusa. Nie można więc wykluczyć, że w II kwartale dojdzie do spadku PKB w ujęciu kwartał do kwartału. To byłoby już trzecie dno koronakryzysu.
Czy to miałoby jakiś wpływ na skalę odbicia PKB w całym 2021 r.? I tak większość prognoz zakładała, że solidne ożywienie zacznie się w II połowie roku. A do tego w tych branżach, w które antyepidemiczne ograniczenia najmocniej uderzają, aktywność jest wciąż niska i siłą rzeczy mocno już nie spadnie?
W Polsce branże wrażliwe na restrykcje już przed pandemią miały niewielki udział w tworzeniu wartości dodanej, teraz zaś nie wnoszą do niej praktycznie nic. Z punktu widzenia dynamiki PKB spadek aktywności w tych branżach faktycznie niewiele zmieni. To nie jest jednak właściwie spojrzenie. Te branże, głównie usługowe, mają kilkakrotnie większy udział w zatrudnieniu niż w wartości dodanej. Przedłużające się zamrożenie tych branż ma wpływ na rynek pracy. Dla wzrostu PKB kluczowa jest sytuacja w przemyśle, która jest na szczęście dobra, i w handlu detalicznym.
Handel jest w pewnym uśpieniu, ale perspektywy ma raczej dobre. Wiemy, że gospodarstwa domowe mają spore oszczędności, które prawdopodobnie częściowo wydadzą, gdy ograniczenia zostaną zniesione. Czy ma jakieś znaczenie dla perspektyw gospodarki to, czy ten uśpiony popyt obudzi się w maju czy w czerwcu?